Naruto na nowo. -16.
Po kiedyś pięknej wiosce, w której żyło bardzo dużo ludzi, teraz zostały zgliszcza. Piękne i malownicze budynki oraz okolice, zmieniły się w ruiny, na spalonej ziemi nic nie rosło, była tylko czarna ziemia. Pewien mężczyzna właśnie przekraczał coś co kiedyś było bramą wioski.
-Uzushio-gakure – powiedział chłopak, był wysokim blondynem o niebieskich oczach. Na sobie miał biały płaszcz, a plecach miał dwie katany. – W końcu tu dotarłem.
Chłopak nie zatrzymywał się nawet na chwilę, szedł prosto w kierunku byłego budynku administracyjnego. Gdy dotarł na miejsce wszedł na najniższy poziom budynku, było to jakieś dwadzieścia metrów pod ziemią. Otworzył stare drewniane drzwi i wszedł do Sali obok. Wyszedł na środek Sali i klęknął. Odsunął stary dywan i zobaczył stalowe drzwiczki w podłodze. Na jego twarzy pojawiło się zaniepokojenie. Na czerwonym wirze było sporo zarysowań, który Naruto nie pamiętał, gdy był tu ostatnim razem i farba była miejscami starta. Otworzył kluczem wejście i zeskoczył na dół. Wylądował w tunelu, na ścianach od razu zapaliły się pochodnie. Ruszył szybkim krokiem na drugi koniec tunelu. Na jego czole pojawiło się więcej zmarszczek, martwiło go to, że wszystkie pułapki były zdezaktywowane, a miejscami leżała jakaś bron, albo były małe ślady krwi. Ruszył biegiem, wykopał stare drewniane drzwi na końcu tunelu i wpadł do środka Sali. Pochodnie oświetlały komnatę. Była cała ozdobiona złotem w różne znaki. Na środku był pomnik. Nartuo zaczął się przyglądać i zobaczył, że był otwierany. Przywołał kilka klonów, jeden wykonywał pieczęcie ze zwoju, który zabrał z podziemi domku nad jeziorem, a reszta po skończeniu razem otworzyli pomnik. Środek był pusty.
-Cholera – uderzył z całej siły w ziemię. – Spóźniłem się. Przeszukać grobowiec! – krzyknął do klonów, a sam usiadł na kamieniu.
-Broni i zwoi nie ma – powiedział jeden z klonów.
-Broni Mędrca także nie ma – dodał drugi klon.
-Wszędzie są jakieś zadrapania, ktoś wdarł się tu siłą. Pytanie tylko jak otworzył grobowiec – powiedział ostatni klon.
Naruto odwołał klony i zaczął myśleć. Nagle z ziemi zaczęła wyciekać biała chakra. Zbierała się w jednym miejscu i zaczęła formować, coś na kształt człowieka. Po sekundzie przed Uzumakim stała zjawa mężczyzny. Miał siwe włosy, sporo zmarszczek na twarzy i fioletowe oczy z czarnymi kręgami. W prawej ręce miał kostur, z całej jego postury biła biała poświata.
-Rikodu Senin – powiedział niedowierzając Naruto.
-Witaj Uzumaki Naruto – chłopak klęknął na kolano. – Wstań Naruto.
-Zawiodłem cię – blondyn posłusznie wstał, ale nie miał odwagi spojrzeć Mędrcowi w oczy.
-Masz rację, ale nadal możesz to naprawić.
-Jak?
-Musisz zabić tego, który ukradł moje szczątki.
-Ale nie jestem pewny kto to jest.
-To był Orochimaru – odparł Rikodu. – Musisz się pośpieszyć, on opanował już perfekcyjnie Edo Tensei co daje mu wiele korzyści.
-Gdy przyzwie ciebie nie będę miał szans.
-Pamiętaj kogo chce przyzwać. Aby nie stracić nade mną kontroli nie może przyzwać mnie w pełni sił.
-Ale nawet, jak mam cię pokonać. Nie znam, żadnych potężnych technik pieczętujących.
-Po co ci techniki? Twój ojciec opowiadał jak go pokonałeś, twoi rodzice są z ciebie dumni. Czy twoja katana w połączeniu z twoim złotym ogniem nie może mnie pokonać.
-Masz rację –przyznał Naruto. – Muszę już ruszać.
Naruto wybiegł z komnaty, a Rikodu uśmiechnął się i zniknął. Po chwili blondyn biegł przez las, w stronę swojej rodzinnej wioski.
-Lordzie Orochimaru wszystko jest gotowe – powiedział siwowłosy chłopak wchodząc do Sali wężowego sanina.
-Dobrze, za chwilę połączę się z Rikodu – odparł Sanin i wyszedł z gabinetu, a Kabuto poszedł za nim.
Doszli do jakiegoś laboratorium, wszędzie były jakieś dziwne urządzenia, w niektórych były jakieś zwierzęta, albo małe dzieci. Na stolikach było pełno fiolek. Na samym środku była jakaś maszyna. Składała się z dwóch foteli połączone różnymi kablami. Kabuto podszedł do jakieś maszyny, na której było masa przełączników i przycisków.
-Edo Tensei – powiedział Orochimaru i z ziemi wyrosła trumna. Wieko opadło, a ze środka wyszedł Rikodu Senin. Mędrzec zaczął się uważnie rozglądać swoim Rinneganem.
Orochimaru rozkazał Mędrcowi usiąść na fotelu, a Kabuto przypiął go pasami i nałożył na głowę jakiś hełm. Orochimaru zrobił to samo na drugim fotelu.
-Może chociaż powiesz mi co planujesz? – zapytał Rikodu.
-Połączę nasze umysły – odparł Sanin - dzięki temu nie wywiniesz mi się spod kontroli. – Kabuto zaczynaj.
Podwładny wężowatego od razu uruchomił maszynę.
-Wszystko idzie bardzo dobrze – powiedział Kabuto.
-Zwiększ moc – rozkazał Orochimaru.
Wraz zwiększeniem mocy urządzenie zaczęło wydawać dziwne dźwięki, zaczęły lecieć iskry na podłogę.
-Za chwilę wybuchnie, przegrzewa się – zakomunikował Kabuto.
-Nie przerywaj – rozkazał Orochimaru.
Maszyna zaczęła wydawać głośniejsze dźwięki, Kabuto musiał zatkać uszy. Ze środka urządzenia zaczął się ulatniać dym. Orochimaru zaczął wrzeszczeć z bólu. Nastąpił wybuch. Całe laboratorium było zniszczone. Eksperymenty Sanina walały się po podłodze.
-Shinra Tensei – powiedział Rikodu, czując, że ma swobodę.
Wszystkie pasy trzymające go odleciały z wielką prędkością, a Rikodu wstał. Zaczął się rozglądać. Kabuto leżał martwy pod ścianą na drugim końcu Sali.
-Twoja chciwość Cię zgubiła –stwierdził Mędrzec, ale po chwili poczuł, że nie może się ruszyć.
-Czyżby? – usłyszał głos za sobą. Z trudem odwrócił głowę i zobaczył, że Orochimaru stoi za nim i oblizuję sobie usta. Nic mu nie było, miał tylko trochę podarte ubrania – Wszystko jest tak jak powinno być.
-Twój podwładny nie żyje – powiedział Rikodu.
-Miał pecha – stwierdził sanin.
-Nie masz za grosz serca.
-Słyszałem to od wielu ludzi. Teraz Konoha upadnie – sanin zaczął się głośno i szaleńczo śmiać, po chwili oboje zniknęli z kryjówki Orochimaru.
Cisza, spokój, ciemność, taka była noc w Konoha-gakure. W powietrzu rozchodziły się tylko dźwięki ptaków, które wyruszyły na polowania. Na murach jak zwykle było pełno shinobi, dbali, aby nikt nie powołany nie wdarł się do wioski. W budynku administracyjnym, na najważniejszym stanowisku w wiosce była blond włosa kobieta. Piwne oczy same jej się zamykały pod ciężarem powiek. Obok biurka była pusta butelka po Sake. W końcu usnęła. O północy nastąpiła wielka eksplozja w centrum wioski. Tsunade zbudziła się słysząc huk i spadła z fotela.
-Co do? – zapytała podbiegająca do okna.
Po chwili nastąpiła kolejna eksplozja i następna i tak jeszcze kilka. Tsunade widziała palące się budynki, wiele z budowli zawaliło się. Było słychać krzyki ludzi. W gabinecie Hokage pojawiła się Shizune.
-Co się dzieję? – zapytała blondynka.
-Jesteśmy atakowani, nie wiadomo kto to jest. Wiadomo, ze jest potężny – odparła szybko asystentka.
-Zbierz szybko ludzi i wyślij ich tam.
Shizune od razu wybiegła z gabinetu, a Tsuande chwilę po niej. Hokage udała się na miejsce walki. Gdy tam dotarła zobaczyło jak kilku shinobi stoi wokół jakiegoś staruszka. Napastnik powiedział jakieś słowa i wszyscy shinobi odlecieli od niego, upadli martwi kilkanaście metrów dalej. Wokół niego pojawił się krater. Tsunade zamarła, gdy zobaczyła jego oczy. Miał legendarnego Rinnegana.
-Nie możliwe – mruknęła kobieta. Wokół niej pojawiła się dwunastka Konohy, jonini i kilku Anbu.
-Ewakuacja rozpoczęta – zawiadomił jeden z członków Anbu.
-Hokage-sama – zaczęła Kira – czy to jest…
-Tak, Rikodu Senin.
-Ale… ale to znaczy, że Naruto… - oczy dziewczyny zaszkliły się łzami. Aktywowała swojego Sharingana na najwyższym poziomie, w ataku złości ruszyła na staruszka.
-Kira stój – krzyczeli wszyscy.
-Trzeba jej pomóc – mruknął Sasuke i ruszył za siostrą, także włączając swoje doujutsu. Po chwili wszyscy ruszyli na Mędrca.
Ataki Konohańczyków były ciągle odpierane. Co chwilę jakiś shinobi ginął.
-Tak mnie nie pokonacie – powiedział Mędrzec. – Musicie mnie zapieczętować.
-Kiba biegnij po oddział pieczętujący – rozkazała Tsunade.
-Hai – brunet wraz ze swoim psem od razu zniknęli z placu boju.
Rodzeństwo Uchiha dzielnie walczyło, obydwoje używali swojego Susano. Duch Sasuke był fioletowy, na plecach miał wielki miecz i tarcze, a rękach miał łuk. Natomiast obrońca Kiry był niebieski, miał dwa miecze z niebieskiego ognia.
-Shinra Tensei! – krzyknął Rikodu i wszyscy odlecieli, techniki Uchihów zostały zdezaktywowane.
Obydwoje leżeli obok siebie. Sasuke trzymał się za lewa rękę, która szybko pchnęła, a dziewczyna na prawą nogę. Tsunade od razu do nich podbiegła i zaczęła ich leczyć.
-Jesteście połamani, musicie się wycofać.
-Nie – odparli oboje. – Nadal możemy walczyć.
Nagle ciało dziewczyny zostało owinięte pomarańczową chakrą. Jej ciało zaczęło się powoli leczyć. Złapała prawą ręką za bark brata i jego również otoczyła ta sama energia. Po skończonym leczeniu obok nich pojawiła się ognista kocica wielkości Akamaru. Kiba wrócił już, za nim biegł oddział pieczętujący.
-Niech wszyscy zaatakują swoimi technikami długodystansowymi! – krzyknęła Hokage.
Wszyscy okrążyli Senina i zaczęli składać pieczęcie. Nibi zaczęła robić małą bijudamę i wystrzeliła ja razem z innymi. Mnóstwo technik połączyło się, nastąpiła olbrzymia eksplozja. Fala uderzeniowa zdmuchnęła gruzy i budynki z trzech najbliższych ulic. W samym środku wybuchu powstał wielki krater.
-Teraz, zapieczętować go – rozkazała Tsunade.
Oddział pieczętujący zeskoczył w dół, kurz jeszcze się unosił w powietrzu, więc chcieli zaskoczyć Mędrca. Gdy wiatr rozwiał dym i kurz, wszyscy widzieli martwe ciała leżące obok stojącego Mędrca. Tsuande zagryzał wargę, a reszta patrzyła wystraszona na Mędrca.
-Co.. co mamy robić? – pytali wszyscy siebie nawzajem.
Zostało ich coraz mniej, większość wioski była zniszczona, wszędzie walały się gruzy i martwe ciała lub jakieś kończyny. Wszędzie były plamy krwi. Rikodu wzbił się w powietrze, na wysokość jakieś dwustu metrów od wioski.
-Chibaku Tensei! – z ziemi zaczęły wyrywać się wielkie głazy i zaczęły lecieć ku górze.
Gruzy i budynki także leciały w stronę czarnej kuli, którą stworzył Mędrzec. Ludzie, którzy nie mieli już sił, albo nie zdążyli się dobrze czegoś złapać zostali porwani i uwięzieni w środku, albo zostali zmiażdżeni przez zderzające się głazy. Gdy powstała olbrzymia kula wielkości kilku ulic Konohy Rikodu spuścił ja na dół. Nabierała coraz więcej prędkości. Gdy była jakieś siedemdziesiąt metrów nad ziemią, nad całą wioską pojawiła się pomarańczowa bańka. A ze wschodu nadleciała olbrzymia czarna kula, która zderzyła się z techniką Rikodu. Nastąpił olbrzymi wybuch. Bańka ledwo wytrzymała, na jej powierzchni pokazało się wiele pęknięć. Jutsu Mędrca zostało zepchnięte daleko od wioski.
-Co do? – pytali wszyscy z wioski.
Tarcza zaczęła znikać, gdy zniknęła wszyscy usłyszeli głośny ryk, który wystraszył wszystkich. Odwrócili się w stronę głosu, zobaczyli jak biegnie do nich wielki, rudy lis. Za nim falowały nerwowo ogony. Ludzie naliczyli, ze ma ich aż dziewięć.
-KYUBI! – krzyczeli wszyscy.
-To znaczy, że Naruto żyje – powiedziała Kira.
Gdy wszyscy to usłyszeli, ich serca wypełniła nadzieja. Lis zmniejszył się do wielkości dużego psa i rzucił się na Mędrca. Zrzucił go na ziemię.
-Shinra Tensei! – Naruto w formie lisa odleciał od Mędrca na kilka metrów, wbił się w budynek. Gdy z niego wybiegł budynek zawalił się. Naruto zaczął przemieniać się w człowieka. Po chwili stał gotowy do walki.
-Miałeś nie mieć, wszystkich mocy! – krzyknął Naruto.
-Orochimaru połączył jakoś nasze umysły. Chciał mieć pewność, że nie wymknę mu się z pod kontroli – Naruto zazgrzytał zębami i zacisnął ręce w pięści. – Jeśli mnie zabijesz on także umrze.
-Naruto! – krzyczeli ci którzy przeżyli.
-Jaka jest sytuacja w wiosce? – zapytał.
-Wiele ulic zostało zniszczone, większość shinobi nie żyje. Nie można odnaleźć Sakury, Kiby, Nejiego, Lee, Gaia, Shino, Ino, Kurenai i Asumy – odparła Hokage.
Złość Uzumakiego wzrosła do maksimum. Jego ręce pokrył złoty ogień.
-Naruto bezpośrednie ataki nic nie zdziałają – powiedziała Kira.
Naruto nie słuchał dziewczyny, rzucił się z ogromną prędkością na Mędrca.
-Shinra… - blondyn był szybszy, walnął go z całej siły w twarz. Mędrzec odleciał i uderzył w budynek, który zawalił się z powodu wielu uszkodzeń.
-Shinra Tensei – gruzy wzbiły się w powietrze i upadły daleko od nich.
-Jak to możliwe? – pytali siebie nawzajem.
Hagoromo stanął przeciwko blondynowi, złość Uzumakiego nadal przerażała nad rozsądkiem.
-Twoja złość, przerodziła twój ogień w kekkei genkai – powiedział Naruto. Wszyscy wpatrywali się w nich w wielkim szoku.
-Kekkei genkai? – powtórzył Naruto, uniósł prawą rękę na wysokość twarzy i zaczął się w nią wpatrywać. Po chwili opuścił ją i zacisnął w pięść, uśmiechnął się.
-Pośpiesz się za nim Orochmiaru wpadnie na jakiś szalony pomysł – rozkazał Hagoromo.
Mędrzec wzbił się w powietrze, złożył jakieś pieczęcie i nic się nie stało.
-Tengai Shinsei – powiedział Rikodu.
Naruto zmarszczył brwi, miał złe przeczucia. Po chwili chmury rozwiały się, a na Konoha pojawił się wielki meteoryt. Wszyscy zaczęli panikować i uciekać.
-Uciekajcie! – przekrzykiwali się wszyscy. Tylko Uzumaki stał w miejscu. Do niego podbiegła Kira.
-Chodź musimy uciekać.
-Nie, przed tym nie ma ucieczki. Trzeba to powstrzymać.
-Jak? – zapytała, a Naruto wzruszył ramionami.
Przegryzł sobie kciuk, krwią namalował sobie kły na polikach i przejechał palcem po torsie zostawiając ślad krwi. Złożył kilka pieczęci.
-Kyuubi Henge – wokół niego zebrało się bardzo dużo pomarańczowej chakry.
Zaczęła przybierać kształt bańki. Po chwili Uzumaki zniknął w środku. Czarnowłosa nie wiedziała co ma robić, więc odsunęła się od niego. Powietrze stało się coraz cięższe, ci co byli najbliżej Naruto z trudem łapali oddech. Po niecałej minucie bańka pękła, zamiast blondyna był rudy, dziewieciogoniasty lis.
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Orochimaru przywołał Rikodou sanina i jeszcze przewidział żeby nie stracić kontroli nad nim...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ech Orochimaru przywołał Rikodou sanina i jeszcze przewidział żeby nie stracić kontroli...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza