Naruto na nowo 2. -24.
----Naruto------
Szybko dobiegłem do szpitala i ruszyłem szukać ojca i reszty. Pielęgniarka wskazała mi jedną z sal, więc od razu tam pobiegłem. Gdy wszedłem do środka, zobaczyłem nieprzytomnego tatę, Josuke i Sayi nie było, więc albo odprowadzili mojego klona, albo poszli walczyć. Mama siedziała na krzesełku obok łóżka, a Babunia Tsunade, sprawdzała stan ojca.
-Kitsune, co tu robisz?
-Mam odtrutkę. Proszę sprawdzić, tylko czy jest prawdziwa, nie wiadomo czy Orochimaru nie kłamał.
Mama od razu się poderwała z krzesełka i odebrała fiolkę z mojej ręki. Nagle wioską zatrząsnął wielki wybuch. Podbiegłem do okna i wypatrywałem miejsca wybuchu. Gdy je odnalazłem, krew mi się zagotowała. Epicentrum było miejsce, gdzie walczyliśmy z Orochimaru. Z daleko zauważyłem wiele postaci, skaczących po dachach i rozbiegających się po wiosce.
-O nie – powiedziałem. – Orochimaru przyzwał swoje sługi.
Nie czekając na rozkaz, wyskoczyłem przez okno. Gdy byłem blisko pierwszych eksperymentów sanina przyzwałem dwa miecze i wzmocniłem je za pomocą ognia, aby od razu ich zabijać. Przesłałem chakre lisów do nóg, aby być jak najszybszym. Na moje szczęście byli tylko pokryci tylko czarnymi znakami, co oznaczało Pierwszy stopień. Naprzeciw mnie była dziesięcioosobowa grupa. Za pomocą Ognistego Sierpa pozbyłem się połowy, resztę pokonałem walką wręcz na dwa miecze.
Kątem oka zobaczyłem jak moje rodzeństwo, walczy w jednej z uliczek z małą grupką. W następnej był Itachi i Sasuke. Nigdzie nie mogłem zobaczyć Kiry, przez co zacząłem się bać o nią.
W końcu zobaczyłem, była skulona pod ścianą budynku, a nad nią stało sześciu przeciwników. Gniew przejął nade mną kontrolę. Rozesłałem chakre po całym ciele i ruszyłem do ataku. Znalazłem się między dwoma sługusami wężowego gada. Obydwóm ściąłem głowy. Jeden, próbował zrobić mi to samo, ale się schyliłem i wbiłem mu w krtań kunaia z wyciągniętego z rękawa. Podbiegłem do następnego i rozciąłem mu brzuch, tak że wnętrzności wyszły na światło dzienne. Ostatnich dwóch zaatakowało mnie połączonym Jutsu Raitonu i Suitonu, przesłałem dużą ilość ognia do miecza i przeciąłem ich atak po czym przesłałem do nich dużą intencje zabijania. Podszedłem do skulonych bandytów i zanurzyłem w ich ciałach miecze. Szybko się uspokoiłem i podbiegłem do dziewczyny.
Była przerażona, cała się trzęsła, zdjąłem maskę i ją przytuliłem.
-Coś ci się stało? – spytałem spokojnie i czule. Nie odpowiedziała, zapewne się przestraszył ją widok, jak bez żadnych uczuć zabijam tych ludzi. Po paru minutach się uspokoiła.
-Oni… - przemówiła, łamliwym głosem. – chc…chcieli mnie…
Domyśliłem się końcówki i przytuliłem ją głaszcząc po włosach. Musiałem zachować spokój, ale przysiągłem sobie, że ten gad będzie ginął bolesną śmiercią.
-Zaniosę cię do szpitala, abyś się uspokoiła i odpoczęła.
Skinęła delikatnie głową. Założyłem maskę i podniosłem ją.
-Trzymaj mnie – powiedziałem, a ona oplotła moją szyję rękoma.
Wyskoczyłem w powietrze, aby sekundę później być na dachu budynku. Zacząłem biec w kierunku szpitala. Po drodze napotkałem członków drużyny Siódmej.
-Co się jej stało?
-Później – odparłem, kończąc temat i ruszyłem dalej, Team 7 dołączył do mnie.
Po paru minutach dotarliśmy do szpitala, wszedłem do Sali ojca, Tsunade i mama spojrzały na nas zdziwione, ale gdy zobaczyły roztrzęsioną Kire, zrozumiały, że stało się coś złego. Położyłem swoją dziewczynę na łóżko i podszedłem do Tsunade. W ręce miała strzykawkę co oznaczało, że podała już odtrutkę.
-Chcieli ją zgwałcić – szepnąłem, oczy Hokage rozszerzyły się w szoku, dłonie zacisnęła w pięści ze złości, a na czole pojawiła się pulsująca żyłka.
-Co ci powiedział Hokage-sama? – spytał Sasuke, siedząc obok siostry, która już się uspokajała.
-Chodźcie na chwilę, Lisie poczekaj tu.
Gdy tylko wyszli, zdjąłem maskę, usiadłem obok Kiry i położyłem dłoń na jej ręce.
-Kocham cię – powiedziałem cicho, a ona się uśmiechnęła. – Obiecuję ci, że zapłacą za to – powiedziałem i założyłem maskę.
Gdy tylko drzwi zaczęły się otwierać wstałem z łóżka. Weszli do środka, a w ich oczach był czysty gniew.
-Lisie możesz już iść – powiedziała Tsunade, a ja dałem jej wzrokiem znak, że nie długo rozpęta się w wiosce piekło.
Zniknąłem w płomieniach pojawiając się nie daleko miejsca, gdzie zostawiłem Orochimaru. Gdy biegłem zobaczyłem jak Shinobi Konohy walczą z grupką, sługusów Orochimaru. Uśmiechnąłem się pod maską i przywołałem miecz, ten najlepszy, Złoty. Dałem się ponieść. Gdy tylko znalazłem się między walczącymi, zacząłem po kolei likwidować przeciwników. Po pięciu minutach wszyscy shinobi wioski, odpoczywali, a ja biegłem dalej.
Gdy dobiegłem na miejsce, zobaczyłem jak Orochimaru stoi nad Jirayą, a wszyscy shinobi, którzy tu byli leżeli na ziemi. Kątem oka zobaczyłem jak Kakashi leży na ziemi, z nie naturalnie wygiętą lewą nogą, Asuma, miał przyciśniętą prawą nogę do ziemi, przez spory kawał gruzu. Gai był cały czerwony, a na jego ciele było mnóstwo żyłek. Jiraya był oparty o głaz, a nad nim stał wężowy sanin.
Moja pięść została opleciona przez Złoty Ogień, z całej siły doskoczyłem do Orochimaru i przywaliłem prosto w jego głowę. Siła uderzenia odrzuciła go na kilkanaście metrów, po czym wbił się w budynek.
-W końcu jesteś – powiedział wychodząc spod gruzów i oblizując wargi.
-Zabiję Cię!
-Czyżby coś się stało twojej dziewczynie?
Gdy tylko wspomniał o Kirze, okryłem całe ciało ogniem. Doskoczyłem do niego w jedną sekundę i wybiłem go w powietrze. Gdy był pół metra nad moją głową złapałem go za ciuchy i cisnąłem o ziemię. Następnie zacząłem go bić z całej sił. Jego wredny śmiech potęgował moją wściekłość. Po kilku minutach wstałem, odskoczyłem do tyłu przywołałem Złoty Miecz, gdy tylko przelałem na niego chakre Lisów wydłużył się, był teraz większy niż ja, o jakąś głowę. Z jednoręcznego zamienił się w miecz dwuręczny.
-To…to – wydusił Orochimaru, ale nie dokończył, gdyż wielki ognisty sierp pomknął w jego stronę.
Gdy tylko jutsu doleciało do niego i go trafiło, nastąpiła eksplozja. Kurz wzbity w powietrze zasłonił mi widok, więc musiałem zdać się na inne zmysły. Nagle poczułem za mną małe drgania ziemi. Gdy się odwróciłem, Orochimaru wyskoczył spod ziemi, a z jego paszczy wystrzelił Kusanagi w moją stronę.
Sparowałem atak i wykonałem kontratak, przeciąłem jego miecz na pół.
-Legenda jest prawdą – powiedział głośno. – Legendarne Ostrze Klanu Lisa, Tsukuru.
Lekko mnie zdziwiło to co powiedział, spojrzałem na ostrze.
-Tsukuru – powtórzyłem po cichu, a na ostrzu pojawiła się nazwa miecza.
Uśmiechnąłem się i ruszyłem do ataku. Gdy byłem blisko niego podrzuciłem miecz do góry. Przywołałem pozostałe miecze i ogonem złapałem Tsukuru, zwinnie owinąłem rudo-złoty ogon wokół rękojeści i mocno ścisnąłem.
Poczułem, że więcej waży, ale nie zmieniło to mojej prędkości ataku, a zamiast tego zwiększyła się moc i zasięg ataku. Za każdym razem, gdy byłem blisko sanina, na jego ciele pojawiały się rany.
-Dawno nie czułem takich emocji – powiedział Orochimaru, znowu zrzucając skórę.
Byłem u kresu sił i kończyły mi się pomysły na walkę z nim. Widziałem, że spora ilość shinobi, w tym Jiraya, Kakashi i Asuma, czujnie mi się przyglądają. Ero-senin miał szeroko otwarte oczy i usta.
-„Domyślił się” – pomyślałem, ale od razu porzuciłem ten tor myśli, nie miałem czasu na to.
Na dachu, kilka ulic dalej zobaczyłem Team 7, zamiast Kiry biegł z nimi Itachi.
-„To będzie moja zemsta” – pomyślałem, tworząc trzy klony, które od razu się rozbiegły i utworzyły barierę nade mną i Orochimaru.
-Katon: Złoty Bicz.
Ognisty bicz, pomknął w stronę sanina, oplatając go i zaciskając się wokół jego ciała i wypalając mu skórę. Mocniejszy uścisk, zmusił go ponownego zrzucenia skóry.
-Jesteś silny – przyznał Orochimaru, oddalając się ode mnie, był blisko bariery, przez którą próbowali się przebić inni z drugiej strony. Na szczęście ja ich widziałem, ale oni nie widzieli nic co działo się w środku. –Ale i tak zginiesz.
-Zobaczymy.
Orochimaru znowu posłał na mnie węże z ramienia. Gdy chciał odskoczyć, poczułem ucisk w kostkach, gdy spojrzałem w dół, zobaczyłem, że dwa węże, które wypełzły spod ziemi owinęły się między nogami. Węże z ręki sanina owinęły całe moje ciało. Zaczęło brakować mi tchu, a oczy same zaczęły mi się zamykać.
-„Więc to mój koniec?” – spytałem sam siebie.
-„Nie” – usłyszałem znajomy mi głos, był męski, ciepły i miły.
-„Nie poddawaj się” – tym razem inny głos, ale także mi znany.
Nagle zrobiło się strasznie jasno, przestałem czuć ból, musiałem zamknąć oczy, aby nie oślepnąć. Kiedy moje oczy się przyzwyczaiły otworzyłem je. Siedziałem w białej pustce.
-Witaj Naruto – powiedział głos za mną. Odwróciłem się i zamarłem.
-Ri…kodu Senin?
-Ja też jestem – powiedział Kurama, wychodząc z za Mędrca.
-Kurama! – krzyknąłem i podbiegłem, aby go wyściskać.
-Cześć Naruto.
-Co tu się dzieję? Umarłem?
-Nie, jeszcze nie umarłeś. Jesteś na pograniczu. Jeśli nie weźmiesz się w garść, to zginiesz.
-Ale co ja mogę zrobić?
-Raz go pokonałeś, to możesz zrobić to po raz drugi – odparł Kurama.
-Wtedy byłem wściekły…
-A teraz nie jesteś, jego sługusy prawie zgwałciły Kire, twoją dziewczynę, Minato leży w szpitalu, wielu shinobi nie żyje, a część wioski to gruzy. Więc jeśli ci zależy na tych rzeczach weź się w garść. Pokonałeś mając mniej siły, mniej technik, mniej mieczy, które przeszły już do legendy.
-Masz racje – odparłem zdumiony.
-Więc walcz – Rikodu pstryknął palcami, a nastała ciemność.
Gdy otworzyłem oczy zobaczyłem obraz Orochmaru, który zresztą zaraz został mi zasłonięty. Pozostał mi tylko dźwięk jego śmiechu. Zacząłem zbierać swoją moc w całym ciele. Temperatura zaczęła szybko rosnąć, a moje ciało zaczęło być oplatane przez Złoty Ogień, który palił węże. W końcu wypuściłem cała moc, powstał wielki słup Złotego Ognia, niszcząc węże. Gdy ogień zgasł, Orochimaru, był cicho.
-Nie…niemożliwe.
-A jednak.
-Złapałem szybko swoje miecze i zacząłem nimi rzucać w stronę Orochimaru. Jeden trafił w lewą nogę, przebiłem go na wylot, przygwożdżając go do budynku. Drugi miecz trafił w prawą rękę, także przygwożdżając go do tego budynku. Następnie rzuciłem złotym, wbił się w jego brzuch, wbijając się do połowy. Cały czas towarzyszyły mi jego krzyki, zignorowałem je.
-Katon: Kichigan.
Powstał olbrzymi wybuch, który odrzucił mnie na ścianę bariery. Fala płomieni rozeszła się po całej okolicy, która była pod barierą. Budynki zostały doszczętnie zniszczone, a w epicentrum powstał spory krater, na którego środku leżał martwy Orochimaru. Cała jego skóra była spalona, ciało było czarne. Włosy się spaliły, a wokół niego była zaschnięta krew. Podszedłem bliżej usiadłem na ziemi. Jednym gestem odwołałem miecze, a następnie klony. Bariera zaczęła opadać, wstałem i zacząłem iść w kierunku szpitala.
Gdy tylko wyszedłem z krateru, zobaczyłem swoje rodzeństwo, wielu shniobi i Tsunade, która leczyła Ero-senina, podszedłem do Hokage.
-Orochimaru nie żyje – powiedziałem słabym głosem. – Ero-senin, zachowaj to dla siebie – powiedziałem do białowłosego.
Jego mimika twarzy pokazywała, że nadal jest w szoku, jednak skinął głową. Nagle zobaczyłem czarne plamy przed oczami i upadłem na ziemię.
------Narracja trzecio osobowa------
Członek Anbu w masce Lisa upadł na ziemię, tuż przed Piątą Hokage i Żabim Saninem, Jirayą. Kaptur spad mu z głowy dzięki czemu mogli zobaczyć spiczaste blondwłosy, charakterystyczne tylko dla jednego klanu. Kobieta, od razu podbiegła do niego i zaczęła sprawdzać jego stan. Po kilku minutach odetchnęła z ulgą i otarła pot z czoła.
-Co z nim? – spytał białowłosy, powoli wlecząca się do nich.
-Jest wyczerpany odparła zakładając mu z powrotem kaptur i maskę.
-Hokage-sama – do kobiety podbiegło starsze rodzeństwo Naruto. – Co zrobić z ciałem Orochimaru?
-Anbu się nim zajmię, macie zebrać drużynę i przeszukać wioskę, w poszukiwaniu eksperymentów Orochimaru i je zabić.
-Hai! – odkrzyknęli i pobiegli, zabierając ze sobą kilku shinobi.
-Dasz rade zabrać go do szpitala – powiedziała Tsunade do sanina, na co otrzymała skinienie głową. – Pamiętaj, zachowaj dla siebie jego tożsamość.
-Dobrze, ale wiesz co będzie jak Minato się dowie.
-To zostawmy na później, teraz mamy ważniejsze sprawy, powiedz pielęgniarce, że ma być sam w Sali, nikogo z nim ma nie być.
-Hai.
Gdy Jiraya zabrał Kitsune, Tsunade wstała i podeszła na obrzeże krateru. Zaczęła się rozglądać po okolicy, a na końcu na zabierane ciało martwego kolegi z drużyny.
-Naruto jak silny jesteś? – spytała sama siebie, odwracając wzrok w stronę szpitala. – Wioskę czeka długa odnowa – powiedziała do siebie i ruszyła do szpitala pomóc rannym.
Tsunade już drugi raz powiedziała ,,Narutp jak silny jesteś?'' XD
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwalka och, tak pokonał Orichimaru, Jiraya się domyślił, będzie ciekawe jak Minato się dowie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia