Naruto na nowo 2. -27.
----Wspomnienie-----
Turniej nadszedł szybko. Naruto nie przejmował się, natomiast Kiba, przeszedł strasznie szybko lekcję posługiwania się kataną. Było pięć walk przed pojedynkiem Naruto i Kiby. Trybuny były zapełnione. Długości walk były różne, dlatego dopiero po dwóch godzinach od rozpoczęcia nadszedł czas na ostatnią walkę, która była niespodzianką.
-A teraz – zaczęła Hokage podchodząc do barierki. – Ostatnia walka, w której będą używane tylko katany, Kiba Inuzuka przeciwko Naruto Namikaze – po trybunach rozeszły się okrzyki, radości i zdziwienia.
Wywołani wyszli z szatni i ustawili się naprzeciw siebie. Obydwoje mieli katany na plecach. Inuzuka wyciągnął swoją i przyjął postawę gotowości do walki, miał w rękach najnormalniejszą katanę ze sklepu, ostrze miało jakieś siedemdziesiąt pięć centymetrów długości.
-Ćwiczyłeś coś? – spytał blondyn, wyciągając swoją katanę, która była zrobiona z drewna.
Na ten widok Inuzuka wybuchnął śmiechem, ale Naruto go zignorował.
-Chcesz tym walczyć? – spytał brązowowłosy, przestając się śmiać.
-To mi wystarczy, aby cię pokonać.
-Start! – krzyknęła Hokage, przerywając ich rozmowę.
Kiba rzucił się ataku, gdy był blisko blondyna, zamachnął się i wykonał poziome cięcie, aby skrócić przeciwnika o głowę. Naruto schylił się, złapał miecz za ostrze i pchnął klingę w brzuch kolegi. Kiba schylił się w dół, a Naruto postanowił to wykorzystać i uderzył go kolanem w twarz.
-Nie potrafisz nawet wykonać łatwego cięcia – powiedział Namikaze. – Walka kataną to nie jest jeden dzień nauki, czy wymachiwanie mieczem – powiedział i odchylił się do tyłu, tak że końcówka miecza przeleciała dwa centymetry od jego twarzy, po czym odskoczył do tyłu. Po trybunach przelatywały ciągle krzyki wyrażające zadowolenie.
Kiba wykonał kilka kroków i wybił się w powietrze. Zamachnął się, a Naruto wykonał obrót na pięcie o 360 stopni, tak, ze katana przecięła powietrze uderzając w ziemię. Naruto przyłożył mu końcówkę katany do gardła. Oczy brązowowłosego powiększyły się, a na arenie dało się słyszeć oklaski.
-Ty… - Kiba widząc brak reakcji u blondyn odskoczył do tyłu.
-Jeszcze nie masz dość? – spytał blondyn. – Chyba rozstrzygnęliśmy kto jest lepszy.
-Jeszcze nie! – wydarł się i rzucił się na chłopaka.
Tym razem ataki Kiby były silne, a drewniana katana Uzumakiego dawała przewagę Inuzuce. W pewnym momencie Kiba przeciął broń Naruto. Blondyn wyrzucił resztę broni i odskoczył do tyłu. Inuzuka znowu wybił się w powietrze, ale tym razem Naruto nie ruszył się nawet o centymetr. Gdy ostrze byłe kilka centymetrów, złapał płasko ostrze, łącząc nad głową dłonie. Zacisnął mocno dłonie na ostrzu, tak, że stojący przed nim Kiba nie mógł ruszyć mieczem, a jego oczach było niedowierzanie i szok.
-J…jak? – wymamrotał Kiba.
Naruto uspokoił oddech i zamknął oczy na chwilę, gdy je otworzył bił od niego spokój. Wykonał mały ruch nadgarstkami, a ostrze pękło na pół, Inuzuka upadł na ziemię.
-Koniec – oznajmił blondyn, a na wszyscy na widowni zaczęli krzyczeć z zadowolenia. Blondyn odwrócił się i opuścił arenę.
----Koniec wspomnienia-------
-To co teraz robimy? – spytał Josuke.
-Wolne – powiedzieli wszyscy jednym głosem.
-Idziemy na spacer – szepnęła Kira do Naruto i pociągnęła go za rękę.
-Na razie! – krzyknęli wychodząc z domu.
-My też gdzieś chodźmy – powiedziała Saya i tak samo pociągnęła swojego chłopaka do drzwi.
-Czyli co – powiedział Josuke do siebie – zostałem sam? – powiedział i także wyszedł z domu zamykając go.
-----Naruto-----
-To gdzie chcesz iść? – spytałem, gdy opuściliśmy dom.
-Może do parku? – zapytała, a ja skinąłem głową.
Gdy doszliśmy usiedliśmy na ławce i zaczęliśmy się wpatrywać w niebo, jednocześnie rozmawiając na błahe tematy. Kiedy tak siedzieliśmy zacząłem wyczuwać chakre siostry i Sasuke, co oznaczało, że też są na spacerze.
-Masz jakiś pomysł jak możemy spędzić resztę dnia? – spytała, a ja zacząłem się zastanawiać, po czym zaprzeczyłem głową. - Myślałeś o powrocie do Anbu? – pytanie lekko mnie zaskoczyło, od naszego odejścia z Anbu minęło sporo czasu.
-Nie – powiedziałem szczerze. – Może kiedyś. Nie chce znowu żyć kłamstwem – mój wzrok utkwił na tafli jeziorka. – choć całe moje życie jest jednym wielkim kłamstwem.
-Ale… - zaczęła, ale chyba zabrakło jej słów. – Są osoby, przed którymi się nie ukrywasz.
-Takich osób jest kilka, nawet mój ojciec się o tym dowiedział, tylko przez przypadek, a reszta tylko przez Anbu – powiedziałem nerwowym głosem. –„Nawet ty nie znasz całej prawdy”- przeszło mi przez myśl. –„I nikt jej nie pozna.”
Z zamyślenia wyrwała mnie Kira, która ciągnęła mnie za rękę. Zamrugałem kilka razy oczami i spojrzałem jej w oczy.
-Idziesz?
-Przepraszam, zamyśliłem się.
-Czyli nie słuchałeś co do ciebie mówiłam?
-Przepraszam.
-Idziemy się zabawić?
-Gdzie?
-Ino podobno urządza dzisiaj imprezkę, z jakiejś tam okazji.
-No dobrze, ale wypadało by się odświeżyć.
Wieczorem poszliśmy na tą dyskotekę. Byli wszyscy z ich rocznika. Kiba trzymał się ode mnie z daleka, a kiedy patrzyliśmy na siebie robił naburmuszoną minę i odwracał się. Czas mijał szybko, więc odprowadziłem Kirę do domu i sam poszedłem do swojego. Nasze treningi walki katana się skończyły, więc i moje znęcanie się nad nimi także.
Dni powoli mijały, tygodnie jeszcze dłużej, a o miesiącach to już nie wspomnę. W każdy dzień powtarzał się ten sam schemat. Budziłem się, robiłem poranną toaletę, jadłem śniadanie, ćwiczyłem walkę kataną, bo na więcej nie mogłem sobie pozwolić, następnie szedłem do Kiry, razem gdzieś szliśmy, albo robiliśmy sobie sparingi na katany, potem ją odprowadzałem i szedłem do domu. Poważniejszy trening robiłem sobie tylko wtedy, gdy byli na misji, a mama była czymś zajęta. Teleportowałem się wtedy do mojej kryjówki i trenowałem, ale nie z takim zapałem jak kiedyś, nie chciałem znowu wylecieć w powietrze.
Teraz, akurat właśnie byłem w kryjówce, ale nie ćwiczyłem nad ogniem, przede mną leżały moje miecze. Czarny miecz, który powstał dzięki przekuciu Samechady i zmianie go za pomocą ognia. Biały miecz, powstał z metali w Kuźni Mędrca, właściwości ma takie same jak ten czarny, po za wyglądem były takie same. No i ten Złoty, który dostałem od Lisów. Słowa, które powiedział Orochimaru „Legendarny miecz Klanu Lisa, Tsukuru”, mimo licznych prób, mój lisi sensei nic mi o nim nie powiedział, a w książkach w Konosze nic nie było na ten temat. Opanowałem zmienianie jego rozmiaru, co było przydatne według mnie, atak z zaskoczenia często wpływał na wynik walki.
Wykonałem jeden znak i odwołałem miecze. Położyłem się na trawie i zacząłem rozmyślać. W głowie ciągle miałem myśli o Anbu, wcześniej się nad tym nie zastanawiałem, ale teraz, gdy Kira mi o nich przypomniała, coraz częściej. Nie chciałem znowu żyć kłamstwem, ale takie nudne życie już mnie nudziło.
-Muszę w końcu wyjawić prawdę – powiedziałem do siebie i pozycję leżącą zmieniłem na siedzącą. –Ale to po ślubach.
W wiosce, teraz było strasznie głośno, gdyż najstarsze dzieci Minato i Kushiny, mają zamiar założyć własne rodziny. Nie wiem, czy był to czysty przypadek, czy się umówili, ale Sasuke i Josuke oświadczyli się swoim dziewczyną w ten sam dzień, a że tata był Hokage i jako rodzina mamy duże wpływy Tsunade będzie kierowała ślubami, które odbędą się za tydzień, na dachu budynku administracyjnego. Cały czas miałem złe przeczucia do tego dnia, bardzo złe.
Z małą niechęcią wróciłem do wioski, aby pomóc w zaczęciu przygotowań. Na wieczór miałem chwilę wolnego czasu i wybrałem się do Hokage. Zastałem ją jak zwykle zawaloną papierami.
-„Skąd one się biorą?” – zapytałem sam siebie w myślach.
-Co cię do mnie sprowadza?
-Mam małą sprawę, Hokage-sama – mój zwrot zaskoczył ją i zarazem upewnił, że moja sprawa jest poważna.
-Słucham.
-Chodzi o te śluby.
-Co z nimi? Też się żenisz? – spytała śmiejąc się, ale mój wyraz twarzy ją uspokoił.
-Mam złe przeczucia co do tego dnia, dlatego chcę oficjalnie wysłać klona, a sam być w pobliżu jako Anbu – popatrzyłem jej prosto w oczy.
-Wiesz, że jak to wyjdzie na jaw, będziesz miał przesrane.
-Wiem, ale to i tak to zrobię.
-Dobrze, ale mnie w to nie wplątuj.
-Yhym.
Opuściłem jej gabinet i poszedłem do domu. Dwa dni później wszyscy powracali z misji, więc zaczęły się mordujące przygotowania. Dzień przed ślubem, prawie wszystko było gotowe, więc mogłem spotkać się z Kirą. Poszliśmy jak zwykle do parku i usiedliśmy na ławeczce.
-Co Cię gnębi? – spytała zmartwionym głosem.
-Nic.
-Wiesz, że oczy to odzwierciedlenie duszy, jesteś przygnębiony, zdezorientowany, wyglądasz jakbyś nie wiedział co masz zrobić.
-Jak zwykle mnie rozczytasz. Mam złe przeczucia co do tego dnia – dziewczyna zrozumiała o jaki dzień mi chodzi, zawsze dobrze się rozumieliśmy.
-Za kilka dni są śluby twojego rodzeństwa, więc chyba powinieneś się cieszyć.
-Cieszę się, ale mam złe przeczucia, dlatego na ślub wysyłam klona i sam będę w stroju Anbu.
-Dobrze się czujesz? – spytała, kładąc na moje czoło rękę. – Saya Cię chyba zabije jak się dowie.
-Dlatego nikt o tym nie wie oprócz Ciebie i Tsunade. Proszę obiecaj, że im nie powiesz.
-Wiesz, ze tego nie zrobię, ale zastanów się co się może zdarzyć?
-Wiem, że to brzmi dziwnie, ale nie potrafię ci tego wytłumaczyć.
-Zimno – powiedziała, gdy zawiał chłodny wiaterek. Nawet ja poczułem spadek temperatury, a miałem bluzę wyłożoną pieczęciami.
-Masz – powiedziałem, okrywając ją bluzą.
-Będzie ci zimno – powiedziała i wtuliła się we mnie, równocześnie otulając nas bluzą.
-Idziemy? – pokiwała tylko głową.
Wstaliśmy i tak wtuleni w siebie zaczęliśmy iść do związku Uchiha. Ludzie w wiosce, jeszcze się zajmowali się kończeniem prac, przygotowawczych. Ci którzy nas widzieli, uśmiechali się i kiwali głowami.
-Czemu mam wrażanie, że jutro będą jakieś plotki o nas?
-Bo to Konoha, tutaj na wszystkich są jakieś plotki.
W końcu doszliśmy do drzwi od jej domu, stanęliśmy na ganku i zaczęliśmy się żegnać.
-Może wejdziesz? – spytała i pociągnęła mnie do środka.
Weszliśmy do środka, wszędzie było ciemno, Poszliśmy po omacku do salonu, a wtedy nagle zapaliło się światło.
-Wszystkiego Najlepszego! – byli wszyscy moi znajomi. Wtedy zdałem sobie sprawę, że dzisiaj był 10 Października, czyli moje urodziny, o których kompletnie zapomniałem. Kira podeszła do mnie z tortem, na którym było osiemnaście świeczek. Zdmuchnąłem je i zaczęła się zabawa.
-Kiedy to przygotowaliście? – spytałem, patrząc na twarze wszystkich zebranych.
-Mamy swoje sztuczki – odparł tata, klepiąc mnie po plecach.
-Czyli klony? – spytałem, uśmiechając się szeroko i pocierając nos.
Nie dostałem odpowiedzi, ale nawet jej nie potrzebowałem.
Rano obudziłem się z strasznym bólem głowy. Zgarnąłem z twarzy czarne włosy i się rozejrzałem. Pierwsze co zobaczyłem to pokój Kiry i ją samą wtuloną we mnie. Na szczęście byliśmy w ciuchach. Cichy chichot z końca pokoju zwrócił moją uwagę. Stał tam Jiraya z aparatem w rękach, na jego twarzy był piekielny uśmiech, a obok niego na stoliku był zeszyt długopis.
-Jeśli to zrobisz, będziesz umierał długą i bolesną śmiercią, a na ślub wyśle mojego zmienionego klona – powiedziałem powoli akcentując każde słowo.
Jego twarz od razu zrobiła się blada, oczy poszerzyły się, a ręce zamarły w połowie ruchu podnoszenia aparatu. Tymi słowami obudziłem tez Kirę. Kiedy zobaczyła jak spaliśmy na jej twarzy pokazały się rumieńce, ale kiedy zobaczyła Ero-senina, w jej oczach zabłysnął Sharingan. Wszystko działo się strasznie szybko. Jiraya wybiegł z pokoju wywarzając drzwi i budząc przy tym wszystkich. Kira wybiegła za nim z mieczem Susano, a ja się przy tym głośno śmiałem. Sanin upadł na ziemię, zawadzając o dywan, Kira powoli do niego podeszła, a ja do nich podbiegłem.
-Co tam robiłeś? – spytała niskim tonem, przerażającym do szpiku kości.
-Ja…ja… - sanin się jąkał, nie mogąc dobrać słów.
-Co się stało? Podszedł do mnie zaspany tata.
-Ero-senin był w pokoju, gdy spaliśmy.
-Nie ładnie spać razem przed ślubem – wtrąciła Saya.
-I kto to mówi – odparłem, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-Co cię tak śmieszy?
-Na twoim miejscu bym sprawdził aparat Ero-senina.
Podszedłem do Kiry i ją pocałowałem, aby się uspokoiła. Gdy tylko mi się to udało, tata pomógł wstać Jirayi. Po kilku sekundach wybuchła Saya. Jej krzyk obudził całą okolicę. Zobaczyła zdjęcie na, którym całowała się z Sasuke.
-Zabiję! – jej włosy zaczęły niebezpiecznie falować od ulatującej niej chakry.
-Sasuke uspokój ją – powiedziałem cicho do brata Kiry.
-Pogięło cię, mi życie miłe.
-Czyli po Jirayi – skomentowałem.
-Cisza! – krzyk mamy uciszył wszystkich, stała przed drzwiami do pokoju, w którym spali. – Ludzie nawet normalnie pospać nie można. Która to godzina? – spytała już spokojnie.
-Yyy… za dwadzieścia ósma – odparł tata.
-Chodź zrobimy śniadanie – szepnąłem do Kiry i pociągnąłem ją do kuchni.
Hej,
OdpowiedzUsuńojć Ero-sanin będzie miał przechlapane, mam nadzieję, że jednak nic się nie stanie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia