poniedziałek, 7 września 2015

Naruto na nowo 2. -12.

Naruto na nowo 2. -12.
-Tato! Tato! – krzyczał blondyn, biegając po całym domu.
-Co się stało? – spytał inny blondyn wchodząc wraz z żoną i córką i do domu przez drzwi do ogródka.
-Odnaleziono Kire – wszyscy od razu się zerwali z mnóstwem pytań.
-Kiedy? Gdzie? Jak?
-Jest w szpitalu, Tsuande-sama kazała nam przyjść i zabrać Uchihów po drodze.
-Idź po Sasuke i Itachiego, my już pójdziemy do szpitala – wszyscy biegiem rozeszli się we wskazane strony.
Biegli nerwowo popychając przechodniów i krzycząc tylko przeprosiny. Po kilku minutach weszli do szpitala i ruszyli do Sali wskazanej przez pielęgniarkę. Gdy weszli zobaczyli jak czarnowłosa siedzi oparta o oparcie łóżka, a obok niej siedzi Tsunade.
-O już jesteście, to dobrze – powiedziała Hokage, wstając i podchodząc do nich. – Jest jeszcze w szoku, ale niedługo będzie wszystko w porządku. Przyniósł ją oddział Anbu, który wysłałam, aby sprawdzili ten wybuch, kilka godzin podróży od wioski. Spotkali Hirako i Shiro, którzy nieśli ja do Konohy.
-Hirako? 
-Tak, wysłałam ich do hotelu, aby odpoczęli. Jiraya wyruszył, aby sprawdzić to osobiście. Co do Kiry, to jej stan jest już dobry. Widać, że była torturowana, na razie nie chce nic mówić.
-A Naruto? – wyrwała się Saya. Tsunade zesmutniała i pokiwała przecząco głową.
-Przykro mi, ale jego nie znaleziono.
-Gdzie był ten wybuch?
-Na wschód od wioski, ale… - Minato zniknął w Żółtym Błysku, nie dając dokończyć zdania Hokage.

Gdzieś indziej, budził się blondwłosy chłopak. Leżał na kawałku materaca, w zaciemnionej i mokrej celi. Światło dawały dwie świeczki palące się na małym stoliku. Usiadł i złapał się za głowę. Katem oka zauważył szklankę wody, wziął ją i nabrał płynu do ust, po chwili wypluł w wszystko w róg.
-„Co to za cholerstwo?” - pomyślał, wpatrując się w szklankę. Zaczął się rozglądać.
-Gdzie ja jestem?
-Widzę, że się obudziłeś – do krat podszedł starszy mężczyzna, miał zabandażowaną pół twarzy. – Jestem Danzo.
-Gdzie jestem? Co z Kirą?
-Cicho! – warknął i uderzył laską w kraty. – teraz będziesz mi posłuszny, wypiłeś wodę z dodatkami – wskazał na pustą szklankę i uśmiechnął się chytrze. – Zostaniesz moim członkiem Anbu, twoje zdolności, są bardzo potrzebne.
-Abyś mógł przejąć władzę w wiosce – dodał parskając na koniec.
-Żebyś widział – powiedział i poszedł.
-„Już ja ci pomogę, wybiję całe twoje Anbu i ciebie na koniec”
Naruto usiadł na materacu i czekał, aż ktoś przyjdzie. Stało się tak po jakiejś godzinie. Przyszedł do niego członek Anbu Korzenia w masce Psa i zabrał go z celi. Poszli do wielkiej Sali, gdzie byli chyba wszyscy członkowie Anbu. Na dużym fotelu siedział Danzo. Zmuszono Naruto, aby klęknął przed „swoim nowym panem” 
-To jest nowy członek, od dziś jesteś Kitsune, będziesz w oddziale zajmującym się likwidacją Akatsuki i innych wrogów.
-„Kupiłeś sobie trochę czasu, przed śmiercią. Twoi ludzie przydadzą mi się do zniszczenia Brzasku.”
-Kapitanem tego oddziału jest Pies. Rozejść się!
Wszyscy poznikali w kłębach dymu, a Danzo wyszedł drzwiami, do swojego gabinetu. Został tylko oddział, w którym teraz był Uzumaki, oraz sam Naruto. Blondyn otrzymał strój i maskę. Kapitan złożył kilka pieczęci i otwartą dłonią dotknął odkryte ramię prawej ręki blondyna. 
-To na wypadek, gdybyś chciał coś zrobić.
Naruto spojrzał w miejsce, gdzie czuł duży ból. Była tam jakaś dziwna czarna pieczęć.
-Zaprowadź go do jego pokoju, wieczorem pierwsza misja. W pobliżu Wioski Trawy widziano członka Akatsuki.
Naruto został odprowadzony przez lwa do swojego pokoju. Różnica jego pokoju, a wcześniejszej celi była taka, że tu miał całe łóżko, szafę i światło z lampy zamiast świeczek. W drugim pomieszczeniu miał łazienkę i toaletę. Chłopak od razu zaczął oglądać pieczęć. 
----Narracja Naruto-----
-Hmm , powinienem dać radę – powiedziałem do siebie.
Włożyłem sobie rękojeść kunaia do ust, aby nie krzyczeć. Spowiłem pieczęć w ogniu, tak jak przeczuwałem skóra zaczęła się wypalać, a waz z nią te dziwne czarne znaki. Wszystko trwało raptem minute, a myślałem, że minęła wieczność. Ból mi wcale nie pomagał.
-Dob…ra – wydyszałem, gdy skończyłem. – Teraz leczenie.
Uspokoiłem oddech i skoncentrowałem się na chakrze Kuramy, która jest we mnie. Tak jak przeczuwałem z wielkim trudem pokryłem się płaszczem z pomarańczowej chakry, znowu miałem dziewięć ogonów. Gdy tylko rana się zagoiła, pomyślałem, aby płaszcz zniknął i tak się stało. 
-Muszę potrenować, kontrolę nad tą chakrą– wydyszałem podpierając się o kolana. 
Nagle rozległo się pukanie. Szybko ruszyłem do drzwi i je otworzyłem. Przede mną stała kobieta w masce Sowy, bynajmniej tak mi się wydawało z jej postury. Trzymałą tackę z jedzeniem.
-Masz obiad i mapę bazy. Po zapoznaniu się z nią masz ją zniszczyć – powiedziała i odeszła, zostawiając mnie samego.
Zamknąłem drzwi, usiadłem przy stoliku i zacząłem jeść. Następnie zacząłem studiować mapę, całe zapamiętanie mi wszystkich pomieszczeń zajęło mi czas do wieczora. W końcu w moim pokoju teleportował się Pies i zabrał mnie na tą misję.
Ruszyliśmy od razu, biegłem w środku szyku. Przede mną Pies i Lew, a z tyłu Sowa i Żaba. Z postur wywnioskowałem, że są razem dwie kobiety i dwóch mężczyzn, no i ja. Rankiem dotarliśmy do miejsca oddalonego o jakieś pięć kilometrów od Wioski Trawy.
-Stać! – rozkazał dowódca. 
Wszyscy klęknęliśmy w krzakach. 
-Rozdzielamy się, będziemy przeszukiwać okolicę w okręgu pięciu kilometrów, po dwóch godzinach spotykamy się tutaj. W razie odnalezienia przeciwnika wysłać wiadomość do reszty i rozpocząć atak. Żaba na północ, Lew na wschód, Sowa na zachód, ja pójdę na południe. Kitsune idziesz z Lwem.
Tak jak powiedział, rozdzieliliśmy się. Biegłem z tyłu. O dziwo po jakiś trzydziestu minutach znaleźliśmy tego członka. Był to Deidara. Szedł lasem, z naburmuszoną miną i klnąc coś pod nosem. Stanęliśmy na jednej gałęzi tak, aby nas nie zobaczył. Lew od razu zaczął coś pisać na zwoju, przywołał ptaka pocztowego. Przyczepił wiadomość i wypuścił ptaka.
-Ruszamy do ataku.
Ja pobiegłem na Deidare od tyłu, a Lew od przodu, aby odwrócić jego uwagę.
-Jesteś zatrzymany – powiedział mój niby partner.
-Najpierw ten debil Tobi, a teraz Anbu Konohy, pięknie po prostu pięknie – gadał sam do siebie. -Wal się!
Blondas z Akatsuki włożył obie ręce do toreb po bokach i po chwili je wyjął. Złożył kilka pieczęci i wypuścił mnóstwo małych ptaszków w kierunku Lwa, które wybuchały obok niego. Gdy dym został rozwiany, zobaczyliśmy kawałek drewnianego klocka. Lew pojawił się z lewej strony Deidary i kopnął go mocno z półobrotu, prosto pod moje nogi. Ja sprzedałem mu silny cios pięścią wzmocniony chakrą w twarz. Poleciał prosto w drzewo, wbijając się w nie. 
Wstał i wytarł strużkę krwi. Znowu złożył jakieś pieczęcie i z jego rąk zaczęła wypływać biała masa, przybierając formę smoka. Wskoczył na niego i zaczął nacierać na mnie.
-Katon: Ognisty sierp.
Z moich rąk wystrzelił płomień, tworząc wielki sierp. Poleciał naprzeciw glinianego smoka. Członek brzasku, pewnie myślał, że jego twór wygra, ale się przeliczył. Jego rzeźba została przecięta na pół, powodując wielki wybuch. Deidara poleciał cały poparzony pod nogi Lwa, członek Anbu od razu ruszył do ofensywy. Atakował Taijutsu, w pewnym momencie blondas przyczepił do ciała Lwa ładunek wybuchowy. Mogłem mu pomóc, ale po co? I tak mam zamiar pozbyć się ich. Odskoczyłem w bok i spojrzałem mojemu partnerowi w oczy, uśmiechając się przy tym. Po chwili nie było go na powierzchni ziemi. Tam gdzie stał był krater i mnóstwo krwi oraz cząstki ciała.
Przede mną pojawiła się reszta oddziału. Musiałem przyznać, że są dobrzy, w kilka minut zgładzili Deidare, bez mojej pomocy.
-Wracamy – zarządził Pies, po szybkim opatrzeniu ran i zapieczętowaniu ciała blondasa.
Wieczorem dotarliśmy do wioski, od razu musiałem iść z nimi zdać raport. Trochę ukoloryzowałem przebieg walki, za nim reszta oddziału dołączyła do walki.
Po tym wszystkim poszedłem do swojego pokoju, aby odpocząć. 
----Narracja trzecio osobowa-----
-I jak z nią? – spytał Minato Tsunade, gdy razem z rodziną i rodzeństwem Uchiha przyszli po Kirę.
-Coraz lepiej, choć nadal mało mówi, mało je, cały czas tylko leży lub śpi.
-Tato, Hokage-sama - z Sali czarnowłosej wyszła Saya. – Chodźcie Kira chce coś powiedzieć.
Wymienieni od razu weszli do środka i stanęli obok łóżka. Czekali w ciszy, nie chcieli naciskać na dziewczynę.
-Tam… w kryjówce Orochimaru… – zaczęła dziewczyna. – To w szczególności Naruto był torturowany, ja byłam tylko przetrzymywana. Nie dawno się dowiedziała, co Orochimaru od niego chce.
-Kira, co chciał Orochimaru od Naruto? – spytała delikatnie Kushina.
-On… on chciał wiedzieć gdzie jest ciało Rikodu Senina, Naruto mi powiedział, że on to wie i to dlatego. Prosiłam go nawet kilka razy, aby mu to powiedział, ale upierał się, że jego obowiązkiem jako Uzumaki, jest strzeżenie tych informacji, nawet za… cenę życia.
Wszyscy oniemieli po opowiedzeniu tych zdarzeń. Ci którzy stali, musieli usiąść.
-W końcu zaczął mnie torturować, na oczach Naruto. Nie wiem co się dokładnie stało, bo miałam zamazany obraz. 
-Powiedz co wiesz.
-Cóż, nie jestem pewna, ale Naruto został chyba otoczony pomarańczową chakrą.
-Pomarańczową? Ale on nie jest… - powiedział Minato.
-Jinchuurikim – dokończyła Kushina.
-W dodatku miał chyba… dziewięć ogonów. 
-Czy coś jeszcze masz do powiedzenia? – spytała Tsunade, na co dziewczyna pokiwała przecząco głową. – Dobrze, możesz już opuścić szpital. To gdzie będziesz mieszkać zależy od was, ja muszę coś sprawdzić. 
Razem z Tsunade wyszedł Minato. 
-Wiadomo coś na temat Naruto?
-Przykro mi, ale nie. Anbu nadal go szuka, ale… ale są małe szanse, na to, że go znajdą.
-Rozumiem.
-----Narracja Naruto-----
W końcu straciłem rachubę, dni mijały mi szybko. Ciągle były tylko misję i treningi. Przez te kilka miesięcy, albo już rok. Na serio straciłem rachubę czasu, no cóż przyjmijmy, że minął rok. Przez ten rok zmniejszyliśmy liczbę członków Akatsuki do zaledwie czterech. Według moich danym został Pain, Obito, Kisame, Konan. Ja sam bardzo się zmieniłem, zapomniałem jak wyglądało moje wcześniejsze życie, ale pamiętam o swoim celu, pozbyciu się zła. Wątpię, abym teraz odnalazł się jako zwykły shinobi. 
-Kitsune – usłyszałem pukanie oraz wołanie. Od razu otworzyłem drzwi. Stał tam Pies, dowódca mojego oddziału, a raczej reszty oddziału. – Masz wstawić się na naradę, za dziesięć minut.
I jak zwykle, nie mam żadnego wolnego wieczora. Od razu poszedłem do Sali, gdzie co jakiś czas odbywały się narady. Osobiście byłem na niej trzeci raz. Wszedłem i usiadłem z boku, aby nie rzucać się w oczy. Po pięciu minutach byli już wszyscy, włącznie z Danzo.
-Musimy zacząć nabór na nowych członków – zaczął Pies.
-Możesz rozwinąć myśl? – spytał Kruk.
-Może ja to wyjaśnię – dodał Danzo, a wszyscy ucichli i zaczęli słuchać. – Przez ten rok straciliśmy większość członków Korzenia, zabijając przy tym prawie całe Akatsuki i wielu innych wrogów, niż przez wszystkie lata razem wzięte. 
-„Ciekawe co by było jakbym powiedział, że ci członkowie Korzenie to moja sprawka?” – spytałem sam siebie w myślach.
-Kto ma listę nadających się do Anbu.
-Ja – zgłosił się członek Anbu, w masce nie zwierzęcia tylko z jakimiś malowidłami. – Przeczytam ją, od najlepszych kandydatów. Tak więc, Kira Uchiha, Sasuke Uchiha, Itachi Uchiha, Hanabi Hyuuga, Hikari Tsuchi, Josuke Namikaze, Saya Namikaze – rosła we mnie chęć aby wstać i przywalić mu, nie mogę pozwolić, aby ich zrekrutowali. –Yuki Huki i Haki Huki.
-„Muszę dzisiaj pozbyć się Korzenia”
-Od jutra rozpoczyna się program rekrutacyjny. Możecie się rozejść.
Wróciłem szybko do swojego pokoju i zacząłem przygotowania. W bazie są wszyscy pozostali członkowie Korzenia, czyli jakieś dziesięć osób Anbu, Danzo no i ja, czyli dwanaście osób. Sprawdziłem swój skład broni, miałem dziesięć shurikenów , piętnaście kunai , pięć notek wybuchowych oraz kilka kulek dymnych. Przywołałem swoja katanę i przewiesiłem ją przez plecy. 
Ruszyłem do największej Sali i spowodowałem kilka wybuchów. Tak jak sądziłem, Anbu zaczęło się schodzić. Pierwszych dwóch zabiłem shurikenami, nie spodziewali się tego. Kolejnych rzuciłem kunaiem z notką, jeden pad martwy, jeden stracił rękę, a dwóch było poparzonych. Dobiegłem do tego bez ręki i przebiłem go kataną.
-Katon: Złota Fala.
W stronę tych dwóch poparzonych poleciał złoty ogień. Ci, którzy leżeli martwi na jego drodze zostali spaleni na popiół. Chcieli uciekać, ale nie mieli dokąd, tak jak ich nie żywi koledzy, zostali spaleni. Cały czas było słychać krzyki. Zostało pięciu i Danzo. Po chwili byłem otoczony przez tę piątkę.
-Brać go! – krzyknął ten w masce z malowidłami. 
Wszyscy rzucili się na mnie, stałem na środku skrzyżowania dwóch mostów z kataną w jednej ręce i kunaiem w drugiej. Przyjąłem pozę swojego stylu i ruszyłem do ataku. Dwóm pierwszym rozciąłem brzuch, szybkim cięciem, trzeci dostał kunaiem w krtań. Naładowałem szybko katanę chakrą i wyskoczyłem na czwartego. Zablokował moje ostrze kunaiem, ale gdy naparłem mocniej, moja katana przecięła jego kunaia. Jego głowa poturlała się na bok. Został ten z malowidłami na masce. Przeczuwałem, ze to nie będzie łatwa walka, a został mi jeszcze Danzo.
-Jakim cudem możesz walczyć z nami? – spytał członek Korzenia. Podwinąłem rękaw i pokazałem mu pieczęć. Zrobiłem jedną pieczęć mówiąc KAI. Czarne znaki zniknęły. – Jakim cudem? Zresztą nie ważne i tak zaraz zginiesz.
Ruszyliśmy do ataku. Musiał być jakimś kapitanem, czy kimś innym, w każdym bądź razie był chyba najlepszy zaraz po Danzo. Blokował moją katanę zwykłem kunaiem. W pewnym momencie potknąłem się o coś i nie zdołałem uniknąć jego ataku. Dźgnął mnie w lewe ramie. Przeszył mnie straszny ból, a po ramieniu zaczęła spływać krew.
-Już nie wykonasz żadnej techniki – powiedział co mnie nieco zdziwiło, ale po chwili zrozumiałem co miał na myśli. 
Zacząłem tarcic czucie w lewej ręce.
-Trucizna – powiedziałem do siebie. – Kuso.
Zaczął podchodzić do mnie, z wyciągniętą ręką, w której miał kunaia.
-Zlekceważyłeś mnie – powiedział i zamachnął się.
Kiedy jego ręka była jakieś trzydzieści centymetrów od mojej twarzy, wykonałem szybki ciecie kataną. Jego ręka odleciała na bok, a ja wstałem pokryty pomarańczową chakrą.
-Mogę powiedzieć to samo – wzmocniłem głos chakrą, aby był bardziej przerażający. Upad na ziemię, cały czas trzymając się za rękę. Podszedłem do niego i przebiłem jego serce kataną. 

3 komentarze:

  1. Kocham bloga!! Ale trochę smutno, że Naruto musi go ochraniać (te kości) szkoda, że to nie to samo co było przedtem D:::

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    więc to Danzo, za porwanie Naruto odpowiada "Korzeń", zastanawiam sie, czy lis rozmawia z Josuke i Saya....
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka,
    wspaniale, więc to jednak Danzo, i za porwanie Naruto odpowiada "Korzeń", ale zastanawiam sie, czy Kyuu rozmawia z Josuke i Saya....
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń