Naruto na nowo 2. -25.
-----Naruto----
Od walk minęło kilka dni. Na moje szczęście byłem tylko wyczerpany po walce z Orochimaru, jeszcze bardziej pocieszał mnie fakt, że mój klon nie zniknął, gdy zemdlałem. Przez te trzy dni, było dużo pracy, więc mój ochrzan od rodziców ciągle się odkładał. Kira jeszcze niedoszła do siebie, a ja nadal byłem wściekły na siebie, że nie pomogłem jej wcześniej, próbowałem z nią porozmawiać, ale siedzi ciągle w swoim pokoju i nikogo nie wpuszcza. Babunia Tsunade pocieszała, mnie, że mogło to się skończyć gorzej, ale dawało to marny efekt. A co do Hokage, to ogłosiła, że przez najbliższy miesiąc, nie będzie żadnych misji, ale mogą zdarzyć się wyjątki, ogłosiła także żałobę, za poległych. Jeśli chodzi o stan shinobi wioski, to nie jest tragicznie, zginęło około dwudziestu pięciu shinobi i kilku cywili. Jiraya na szczęście nic nie powiedział na mój temat, co mnie cieszyło. Hokage musiała mieć duży wpływ na to.
Przez te całe trzy dni, miałem praktyczne laby, prawie nic nie robiłem, no bo mógłbym zrobić. Jestem uważany za słabeusza, a fakt, że nigdy nigdzie nie pracowałem pogarsza moją sytuację. Ale tak myślą i mówią, ci którzy nie znają prawdy, czyli cała wioska, oprócz kilku osób.
Ale wszystko co dobre szybko się kończy. Siedziałem teraz w salonie na sofie, naprzeciw mnie siedział Josuke, Saya i mama, a tata krążył po pokoju. Atmosfera była napięta, czekał tylko, aż rozpęta się kłótnia, po której zapewne nie wrócę na noc.
-Co ci strzeliło do łba, aby tam iść?! – krzyknął w końcu tata, na co ja wzruszyłem ramionami. – Nie pomyślałeś, że mogło ci się coś stać?
-Miałem cię tam zostawić? – w końcu zacząłem swój wywód.
-Przecież byli tam inni shinobi, po za tym Josuke i Saya zaraz tam przybiegli.
-A gdyby nie przybiegli? Inni shinobi byli zajęci Orochimaru.
-To nie jest wymówka, powiedz co by było, gdyby coś ci się stało, po co tam poszedłeś.
-Miałem patrzeć na to wszystko?
-Tak, nie jesteś shinobi więc…
-Miałem patrzeć na to jak mój ojciec walczy, a ja mam siedzieć i czekać na koniec?
-Tak.
-To ja już wolę iść walczyć, niż mam na to patrzeć.
-Co ty gadasz? – spytał Josuke. – Nie jesteś szkolony, więc co byś zrobił.
-Nie wiem, na pewno bym nie stał jak kołek.
-Naruto posłuchaj, ty możesz tylko patrzeć – moja cierpliwość się skończyła.
-Miałem patrzeć jak mój ojciec umiera, miałem patrzeć na gwałt własnej dziewczyny, miałem patrzeć jak ludzie walczą.
-Jak to gwałt? Byłeś tam.
-Byłem i gdyby nie Kakashi rzucił bym się na nich! – krzyknąłem i zacząłem zakładać buty.
Gdy otworzyłem drzwi i wyszedłem na podwórko, za bark złapał mnie Josuke, a w drzwiach pojawiła się reszta.
-Gdzie idziesz?
-Nie wiem, chce samotności.
-Od kiedy taki jesteś?
-Od zawsze, tak naprawdę to nic o mnie nie wiecie.
Chciałem iść dalej, ale jego uścisk nasilił się. Spojrzałem mu prosto w oczy.
-Puść mnie.
-Nie.
Nie miałem zamiaru się patyczkować, złapałem go za nadgarstek z równie wielką siłą, w ego oczach był szok. Następnie podciąłem go jedną nogą i rzuciłem o drzewo. Wszyscy mieli wypisany szok na twarzach. Zignorowałem ich i ruszyłem dalej.
Spojrzałem w górę, słońce powoli zachodziło, a błękit nieba zmieniał się na pomarańcz. Gdy tylko skręciłem za rogiem, zobaczyłem cały rocznik, mojego rodzeństwa, nie było tylko Kiry, zamiast niego był Itachi. Nie miałem chęci na rozmowy, ale niestety miałem pecha.
-Cześć Naruto – powiedział Sasuke.
-Cześć – powiedziałem smętnie.
-Co jest?
-Kłótnia z rodziną, nie ważne. Gdzie idziecie?
-Po twoje rodzeństwo, chcemy sobie zrobić mały wypad na grilla – powiedziała Sasuke, a ja tylko skinąłem głową, że rozumiem.
-Co z Kirą?
-Nadal siedzi w pokoju.
-Gdybym tam był – powiedziałem do siebie.
-I co byś zrobił? – spytał Kiba. – Jesteś słaby, nie nadajesz się do walki.
-Powiedz to jeszcze raz, a pożałujesz – warknąłem, miałem już tego dość.
-Co mi zrobisz?
-Kiba! – warknął Itachi, był jedną z osób, które znały o mnie prawdę, w końcu także jest w Anbu.
-Czego?
-Jeszcze jedno słowo a będziesz jadł przez słomkę – nie miałem ochoty na dalszą rozmowę, dlatego ominąłem ich i ruszyłem dalej, obejrzałem się jeszcze i zobaczyłem jak z za rogu wybiega moja rodzina.
-Ale to prawda – powiedział Kiba
-Zamknij się! – warknąłem na niego. – Nie znasz mnie, więc siedź cicho.
Kiba widocznie zdenerwowany ruszył na mnie z pięściami.
-Kiba stój! – krzyknął Josuke, ale chłopak go nie posłuchał.
Gdy był blisko, obróciłem się i wykonałem kopniaka z pół obrotu. Gdy miał już dostać, między nami pojawił się Kakashi, który przyjął na siebie cios. Kiba został odepchnięty, a Hatake wbity w ziemię.
-Kakashi –sensei! – krzyknęli wszyscy, w szoku.
-Co tu robisz Kakashi? – spytał mój ojciec pomagając mu wstać.
-Szedłem do ciebie sensei, chciałem porozmawiać.
-O czym?
-O Naruto, chodzi o atak Orochimaru – dodał ciszej, ale i tak go słyszałem.
-Wiemy, że chciał walczyć.
-Wiecie, że zabił jednego z nich – powiedział, a wszystkim opadły szczęki, najbardziej zaskoczyło to Kibę, zostawiłem ich i odszedłem w swoim kierunku.
-„Gdyby znali prawdę” – pomyślałem wpatrując się w niebo.
Nie zastanawiałem się gdzie idę, nogi same mnie niosły. W pewnym momencie spostrzegłem, że jestem na terenie klanu Uchiha. Postanowiłem porozmawiać z Kirą. Po kilku minutach dotarłem do ich mieszkania. Zobaczyłem, że w jej oknie pali się światło. Podszedłem do drzwi i zacząłem pukać.
-Kira! – krzyknąłem, ale nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. – Proszę otwórz, porozmawiajmy.
Usłyszałem skrzypnięcie podłogi, co oznaczało, że jest pod drzwiami, ale nie otworzyła mi.
-Jesteś tam? Proszę otwórz – przyłożyłem czoło do drzwi, a otwartą dłoń położyłem na klamce.
W końcu poczułem jak klamka ulega pod naciskiem, drzwi powoli się otwierają, a w nich pojawia się czarnowłosa dziewczyna. Jej piękne, czarne oczy były spuchnięte, a twarz była czerwona od płaczu, włosy były roztrzepane.
-Możemy porozmawiać?
-Zostawcie mnie w spokoju – powiedziała bez żadnych uczuć.
-Kira – powiedziałem i chciałem dotknąć jej policzka, ale moja ręka zatrzymała się w połowie drogi.
-Zostaw mnie! – krzyknęła i trzasnęła drzwiami, moje serce pękło na pół. Słyszałem jeszcze jak jej szloch ucicha, a skrzypienie podłogi i schodów oznaczało, że pobiegła na górę.
Spuściłem głowę i odwróciłem się. Do oczu napłynęły mi łzy, starłem je i ruszyłem do przodu. Gdy minąłem furtkę, spojrzałem jeszcze w okno, było ciemno, ale wiedziałem, że w nim siedzi. Zacząłem iść do Hokage. Musiałem to już zakończyć, miałem już dość. Włożyłem ręce do kieszeni dresów i przyśpieszyłem kroku. Gdy przechodziłem obok jednego z barów, zobaczyłem cały rocznik o dwa lata starszy ode mnie.
-„Ja to mam pecha” – pomyślałem.
Chciałem przejść obok nich, niepostrzeżenie, ale na nadziei się skończyło. Gdy mnie tylko zobaczyli, Josuke od razu do mnie podbiegł.
-Nie mam ochoty na gadanie – powiedziałem i minąłem go, a po kilku krokach minąłem resztę, nikt się nawet nie odezwał.
Przez chwilę miałem małe zawahanie, chciałem się odwrócić i spojrzeć im w oczy, ale po sekundzie zastanowienia, ruszyłem dalej. Po kilku minutach doszedłem do gabinetu Hokage, po zapukaniu i otrzymania zaproszenia wszedłem do środka. Babunia jak zwykle siedziała zawalona papierami, a obok biurka stała butelka Sake.
-Cześć babuniu – powiedziałem bez entuzjazmu, co od razu zostało wychwycone przez kobietę.
-Co się stało? – spytała bez żadnych ceregieli.
-Chce odejść z Anbu – powiedziałem bez emocji. – To mnie już przerasta.
-Kira? –spytała, ale nie dałem żadnej odpowiedzi. – Dobrze, skoro tak chcesz, od jutra nie jesteś członkiem Anbu. Strój orzesz zatrzymać, jeśli chcesz, co do tatuażu, nie da się go usunąć, ale możesz użyć Henge – wyrecytowała z pamięci, zapewne nie raz już tak mówiła. –Tak w ogóle rozmawiałeś z nią? – spytała, gdy naciskałem na klamkę.
-Kazała dać sobie spokój – odparłem i wyszedłem.
Nie miałem ochoty, wracać do domu, wszedłem w jedną z uliczek i teleportowałem się na głowy Hokage. Ułożyłem się między włosami mojego ojca i zacząłem wpatrywać się w gwiazdy. Odkąd pamiętam lubiłem patrzeć w te małe punkciki, zapominać o problemach, zadaniach, tajemnicach, wrogach, kompletnie o wszystkim. Po godzinie leżenia, postanowiłem przejść się do Hiko. Teleportowałem się za bramę i ruszyłem do jaskini.
----Minato-----
Razem z Kushina wróciliśmy do domu, po tym jak Naruto kopnął Kakashiego, który później powiedział nam co nieco o nim. Byliśmy w szoku, tym, że Naruto zabił kogoś, umie walczyć kataną i do tego sam rzucił się na przeciwnika. Nie wiedziałem czy pieczęć trzyma, ale chyba nadszedł czas, ją usunąć. Gdy ją zakładałem mowa była o roku, maksymalnie, a tu minęło sporo więcej niż rok. Gdy Kushina robiła kolację, ja poszedłem do pokoju Naruto. Chciałem się upewnić, że nie miałem żadnych zwidów w szpitalu.
-Czyli to prawda – powiedziałem do siebie. W ukrytej części szafy znalazłem strój Anbu i maskę Lisa.
Postanowiłem zostawić to dla siebie, w końcu my też nie byliśmy i nie jesteśmy wobec niego fer. Schowałem wszystko tak jak było i zszedłem na dół, udając, że nic nie znalazłem.
-Co teraz zrobimy? – spytała Kushina, gdy jedliśmy kolację. – W sensie Naruto – wzruszyłem ramionami, nie wiedząc co powiedzieć.
-Ja bym to zostawił, chłopak zapewne ma dość zmartwień.
-Jakieś konsekwencje musi ponieść, swojej lekkomyślności.
-Sam nie wiem, czy to była lekkomyślność. W końcu w nim płynie krew shinobi, a nie wiem czy pieczęć trzyma.
-Właśnie co do pieczęci, może byś ją w końcu zdjął.
-I co mu powiemy? Założyliśmy ci pieczęć na wspomnienia dla twoje dobra? – odpowiedziała mi cisza. – Myślisz, że nam wybaczy?
-Czyli co, ma zostać na zawsze?
-Nie wiem, może.
Po tym jeszcze trochę porozmawialiśmy na ten temat i postanowiliśmy ją zostawić. Chociaż zapewne jej tam nie ma, choć to zostało w tajemnicy. Robiło się już późno, Josuke i Saya już wrócili z grilla, a po Naruto nie było śladu. Postanowiłem go poszukać, gdy wychodziłem z domu zaczepił mnie syn.
-Idziesz go szukać?
-Tak, martwię się.
-Pojdę z tobą.
-Nie, siedź w domu, chce z nim jeszcze porozmawiać.
Przeszukałem już całą wioskę, byłem u Hokage, w Akademii, na głowach Kage, przeszukałem wszystkie uliczki. W końcu postanowiłem pogadać z Kirą, może ona wie gdzie może być. Po kilku dotarłem pod drzwi swoich uczniów, zapukałem, a po chwili otworzył mi Sasuke.
-Cześć sensei – powiedział zaspanym głosem, ziewając na koniec.
-Cześć Sasuke, mogę pogadać z Kirą?
-Jeśli ci otworzy to proszę – zaprosił mnie do środka, a następnie pokazał drzwi do jej pokoju.
-Kira możemy porozmawiać? – spytałem delikatnie pukając. –Proszę, chodzi o Naruto – w końcu mi otworzyła i wpuściła do środka.
Panował tu mrok, ale światło księżyca trochę oświetlał jej pokój. Gdy na nią spojrzałem, przeraziłem się, wyglądała, jakby nic nie jadła od kilku dni, ani nie spała.
-O co chodzi? – spytała cicho.
-Zacznę od początku. W naszym domu, rozpętała się mała kłótnia, po czym Naruto wyszedł i nie wrócił.
-Był tutaj, ale go nie wpuściłam, po czym poszedł gdzieś.
-Wiesz, gdzie może być?
-Głowy Kage? – spytała na co ja pokręciłem przecząco głową. – Ichiraku Ramen?
-Zamknięte.
-To może w jego ulubionej kryjówce. Nie daleko wioski jest mała zamaskowana jaskinia, która prowadzi na polane, zabrał mnie tam kiedyś.
-Zaprowadzisz mnie?
-Ja…ni…
-Dobrze, jeśli nie chcesz to nie. Nie chcę cię zmuszać, a teraz powiedz mi jak się czujesz.
-Nie chcę na ten temat rozmawiać.
-Dobrze, to ja już pójdę, ale jeszcze jedno – spojrzałem jej prosto w oczy. – Zobacz jak ranisz swoich przyjaciół, nic im nie mówisz, nie wychodzisz, martwią się o ciebie, a już na pewno Naruto, w cywilu i w… Anbu.
-Skąd?
-Słyszałem jak mówił w szpitalu, ze Cię kocha, a następnie znalazłem strój w kryjówce w szafie. Pomyśl, czy oni zasługują na to? – spytałem, a dziewczyna popadła w zamyślenie.
-Nie- powiedziała cicho. - Nie zasługują na to – jej twarz od razu się rozweseliła.
-Ja już pójdę go szukać.
-Pójdę z tobą sensei – zerwała się z łóżka i zaczęła się szybko ubierać. –Jeśli sensei by mógł to…
-Nikomu nie powiem, kiedyś przyjdzie czas, że wszystkie tajemnice wyjdą na jaw.
-Dziękuję – powiedziała i przytuliła się do mnie. – Ruszajmy.
Zeszliśmy na dół, gdzie zobaczyliśmy przysypiającego Sasuke na kanapie. Kiedy usłyszał skrzypienie drewnianych schodów, obudził się.
-Wychodzę! – krzyknęła Kira, a Sasuke w szoku, patrzył się jak zamyka drzwi.
-Co jej powiedziałeś sensei? Nawet Naruto do niej nie dotarł.
-Nic ważnego, wystarczyło, odpowiednio dobrać słowa, aby jej co nieco uświadomić. Idź spać, my idziemy szukać Naruto.
-Jak to?
-Nie ważne, jutro wam powiem.
Opuściłem dom i zamknąłem drzwi, zostawiając Sasuke samego. Zacząłem się rozglądać za Kirą, która zniknęła mi z oczu.
-Sensei, idziesz? – usłyszałem jej krzyk na końcu ulicy. Od razu rzuciłem tam kunaia i teleportowałem się do niej.
-Prowadź.
Dziewczyna zaczęła iść żwawym krokiem prosto do głównej bramy. Po kilku minutach opuściliśmy wioskę i weszliśmy w las.
-Daleko to? – spytałem a ona na odpowiedź odciągnęła gałąź drzewa odsłaniając wejście do jaskini.
Weszliśmy do środka, przy wejściu była pochodnia, którą od razu zapaliła. Na końcu tunelu co jakiś czas były rozbłyski światła, a następnie nachodziła nas fala gorącego wiatru. Gdy doszliśmy na koniec zobaczyliśmy Naruto. Stał przy ścianie, a jego ręka była spowita przez ogień.
-Katon: Ognista Pięść! – krzyknął i uderzył w ścianę robiąc w niej duże wgniecenie. Kiedy nas wyczuł spojrzał na nas i z niedowierzaniem w oczach wymamrotał coś pod nosem.
Hej,
OdpowiedzUsuńo Minato jednak też wie, jaki szok jak rzucił Josuke albo jak wbił Kakashiego w ziemię... ale czemu odszedł z ANBU...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia