Naruto na nowo 2. -23.
-----Naruto------
Rano obudził mnie wybuch. Przetarłem zaspane oczy i próbowałem jak najszybciej oprzytomnieć. Wczoraj wróciłem późno, nawet nie wiem która to była godzina. Razem z Kira straciliśmy poczucie czasu. Kiedy usłyszałem drugi wybuch, wyskoczyłem z łóżka i ubrałem strój Anbu. Zostawiłem klona i teleportowałem się kilka ulic dalej. Kiedy spojrzałem w niebo słońce nie było jeszcze wysoko, było coś koło godziny Dziesiątej.
-Co do? – spytałem sam siebie, gdy poczułem znajomą chakrę z drugiej strony wioski. Wiedziałem, ze będą poważne kłopoty.
-Kitsune, natychmiast idź do Hokage –obok mnie pojawił się Kakashi, bez stroju Anbu.
Skinąłem mu głową i zniknąłem w Płomieniach, pojawiając się w gabinecie. Była jak zwykle Tsunade, Shizune i Team 7 wraz z Itachim.
-Kitsune dołączysz do Drużyny Siódmej pod dowództwem Minato. Udacie się do głównej bramy i powstrzymacie Orochimaru.
-Orochimaru?
-Tak, resztę powie wam Minato. Ruszać.
-Rano patrol nadział się na Orochimaru, przeżył tylko jeden. Choć jest duże prawdopodobieństwo, że zmarł w szpitalu. Mamy powstrzymać atak na bramę i w jeśli się powiedzie zabić go.
-Ktoś został wysłany pod północną bramę? – spytałem, ale nie otrzymałem odpowiedzi.
-Po co tam?
-Nie czujecie tej chakry?
-O..bito – wydusił Minato w szoku. – Musimy powiadomić Tsunade.
-Ja to zrobię, ruszę od razu tam. Wy zajmijcie się Orochimaru.
-Dobrze, ruszaj.
Od razu zmieniłem kierunek biegu. Po drodze stworzyłem klona, który pobiegł do Babuni. W głowie powstawał już plan walki z nim, był mi tylko potrzebny Kakashi. Gdy byłem blisko przywołałem Czarny Miecz i przesłałem do niego chakre, po czym możnym zamachnięciem posłałem Ognisty Sierp w Uchihe, który miał właśnie zabić strażników.
-W końcu się pokazałeś i to bez maski – powiedziałem stajać naprzeciw niemu, spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się.
-W końcu zemszczę się na tobie – powiedział pewny siebie, uruchamiając Sharingana. Po kilku sekundach przywołał Susano.
-Od razu idzie na całego - spytałem sam siebie i włączyłem Tryb Lisa, przywołałem wszystkie miecze i przygotowałem się do walki.
Obito ruszył do ataku, jego Duch zamachnął się mieczem i uderzył w miejsce, gdzie stałem sekundę temu. Wzbił w powietrze mnóstwo kurzu, co pogorszyło widoczność. Zrobiłem kilka kroków w bok i zacząłem biec, ku Obito. Gdy byłem metr od kości tworzących tarczę, znowu uskoczyłem przed mieczem.
-„Szybki” – pomyślałem, gdy nim stanąłem na ziemi, zablokowałem jego kolejny atak.
-Stałeś się słaby!
Odbiłem jego miecz i posłałem w niego trzy Ogniste Sierpy, które połączyły i stworzyły przecięta znak X. Obito pewny, że nic mu się nie stanie przyjął ten atak na Susano. Został odepchnięty o kilka metrów do tyłu, a na kościach pojawiły się pęknięcia. W jego oczach był szok.
-Dawno nie walczyłem na serio – powiedziałem do niego.
-Katon: Ognista Kula.
-Co?! – krzyknąłem zdziwiony. Jego Susano zrobiło takie same pieczęcie i wykonało Ognistą Kulę.
Zrobiłem unik, a w miejscu uderzenia techniki powstał sporawy krater.
-Nie tylko ty masz nowe sztuczki.
-„Muszę postawić na szybkość”
Zwiększyłem swoją prędkość i spowiłem miecze ogniem.
-„Jego Susano jest spowite przez ogień, więc może dam radę to wykorzystać.”
Kiedy byłem metr od płonących kości. Spróbowałem zrobić tą samą sztuczkę co w lesie z gaszeniem palącej się trawy. Niebieski ogień owinął się wokół mieczy. Gdy tylko tak się stało, usłyszałem zdziwiony krzyk Obito. Z całej siły uderzyłem mieczami w jedną z kości, aby mieć pewność, że się przebiję. Następnie przedostałem się do niego i wykonałem szybkie cięcie mieczami. Wszystkie ostrza przeszły przez niego, ale musiał anulować Susano.
Nagle za jego plecami spod ziemi wyskoczył mój klon z gotowym Ognistym Rasengnem. Nie był to Kichigan, ale ulepszony Rasengan. Wygląd był jak u normalnego Rasengana, ale w środku był skoncentrowany ogień, który wybuchał i strasznie parzył cel.
-Karengan- krzyknął klon i uderzył w plecy Uchihy.
Atak częściowo się powiódł, oberwał Rasenganem, ale przed wybuchem Płomieni zdążył wsiąknąć w ziemię. Ja i mój klon stanęliśmy do siebie plecami.
-Katon: Ognisty Smok – krzyk nadszedł z powietrza, tak samo jak atak.
Mój klon znikł, ale mi się nic nie stało. Kiedy moja widoczność się poprawiła Obito stał naprzeciw mnie. W końcu przybiegła pomoc. Kakashi pojawił się za nim i dźgnął go Chidori, rozległo się tylko ciche „PUFF.”
-Klon – stwierdziłem cicho. –Mój klon przekazał ci plan?
-Tak. Wszystko jest gotowe, a klon został wysłany tam.
-Były jakieś trudności?
-Małe, pierwszy raz kogoś tam wysyłałem. Co jeśli się nie uda?
-Lepiej, żeby się udało.
-Jak go tam wyślemy?
-Zostaw to mi, wystarczy, że go zlokalizujesz.
Hatake od razu odsłonił Sharingana i zaczął się rozglądać. Nie musiał robić tego długo, gdyż Obito pojawił się przed nimi. Kakashi chciał nawiązać rozmowę, ale Obito jasno dał do zrozumienia, że nie ma takiego zamiaru.
-Kakashi, on wybrał swoją drogę, jak każdy. Katon: Złoty Ryk Lisa.
Hatake pierwszy raz widział tak silną technikę w moim wykonaniu. Ognisty Pysk Lisa pomknął prosto w czarnowłosego. Kiedy Jutsu leciało, można było usłyszeć ryk bestii. Ogień pochłonął Obito. Tak jak myślałem, użył Kamui i uniknął mojego ataku, ale gdy ogień zgasł, Obito klęczał, a wokół niego zwiększała się plama krwi.
-J…jak?
-Kakashi wysłał mojego klona do twojego wymiaru. Jako Anbu, miałem większy dostęp do danych mieszkańców wioski, także o Uchihach resztę wypytałem jego.
-Można mu pomóc?
-Nie, klon zaatakował go trzema mieczami, przebił ważne punkty witalne.
-Czemu? Czemu Obito? Czemu tak postąpiłeś? – spytał nerwowo Kakashi, mężczyzna nie zdążył odpowiedzieć, osunął się martwy na ziemię.
-Muszę to zrobić – stwierdziłem.
-Wiem –odparł beznamiętnie.
-Katon: Ognisty Strumień.
Mały strumień ognia owinął się wokół ciała Obito i zaczął go palić. Po minucie po jego ciele został proch.
-Był dobrym przeciwnikiem, lecz nie docenił mnie – powiedziałem.
-Był też dobrym przyjacielem.
Gdy tylko anulowałem Tryb Lisa, ukląkłem na jedno kolano, a mój oddech stał się głębszy. Gdy tylko mogłeś ustać, zacząłem się rozglądać. Zniszczenia nie były duże, kilka kraterów, spalonych drzew, zniszczona budka i spore pęknięcie w bramie. Kiedy chciałem ruszyć przed siebie, znowu padłem na kolano.
-Co ci? – siwowłosy od razu do mnie podbiegł i położył rękę na ramieniu.
-Wszy…stko dobrz…e.
-Musisz odpocząć.
-Nie, musze im pomóc.
Nie słuchając Kakashiego wstałem i zacząłem powoli kroczyć ku miejscu walki z Orochimaru. Usłyszałem westchnienie Hatake, a następnie poczułem jak pomaga mi iść.
-Nie bój się nic im nie będzie, a może raczej jej? – zaśmiał się na co ja warknąłem.
-To chyba nie jest dobry moment na żarty.
-Myślisz, że Minato-sensei pozwoli, aby komuś się stała krzywda. Macie to rodzinne, prędzej zginie on, niż ktoś inny.
-Pewnie masz rację – odparłem. –„Masz cholerną rację” – zacząłem się bać o mojego ojca.
Gdy szliśmy usłyszeliśmy trzy małe średnie wybuchy. Rozejrzeliśmy się i zobaczyliśmy trzy duże obłoki dymów w różnych częściach wioski, z których wyłoniły się gigantyczne węże.
-Orochimaru, jego węże zniszczą całą wioskę – krzyknął Kakashi.
-Idź, dam rade.
Hatake spojrzał na mnie, ale w końcu zostawił mnie i pobiegł w stronę jednego węża.
-Przyzwanie.
Sił starczyło mi, aby przyzwać tylko dwa lisy bojowe. Jeden był cały rudy, a drugi czarno-siwy. Były wielkość konia, ich ostre kły i pazury budziły przed nimi respekt. Gdy mnie zobaczyli obniżyli łby w geście szacunku.
-Witaj Naruto-sama.
-Cześć Kiro i Hiro.
-Co mamy robić.
-Możecie zająć się tymi dwoma wężami – pokazałem im dwa wielkie węże, niszczące wioskę.
-Oczywiście.
-Postarajcie się robić to dyskretnie, jeśli ktoś z nimi będzie walczył poczekajcie na rozwój sytuacji.
-Hai.
Lisy prędko zniknęły na dachu budynku, a ja poszedłem pod Główną Bramę.
----Minato-----
Kitsune pobiegł do Tsunade, zapewne ma już plan. Nie mam o co się martwić, jest jednym z najlepszych shinobi. Bardziej martwię się o Naruto, oby nie robił nic głupiego. Po kilku minutach dotarliśmy do bramy. Leżało tu mnóstwo martwych ludzi, shinobi, ale i cywili, a po środku stał on. Zacisnąłem mocniej pięści, z wściekłości, która mnie ogarnęła.
-Orochimaru! – warknąłem.
-Witaj, Minato – odparł mi z tym swoim wrednym uśmieszkiem.
-Czego tu szukasz! – krzyknął Josuke.
-Mojego małego eksperymentu.
-Nie dostaniesz go! – krzyknęła Kira, musiała się pierwsza domyśleć o kogo chodzi, wszyscy spojrzeliśmy na nią. Jej chakra stałą się jakaś taka niestabilna i silniejsza.
-OO, jaki hard ducha, czyżbyś była jego dziewczyną. Nie jesteś czasami starsza od niego.
-Nie twoja sprawa.
-Nie bój się oddam ci go, kiedyś - Kirze puściły nerwy i rzuciła się na niego z kunaiem.
Kiedy miała go zaatakować, rzuciłem swojego kunaia i zabrałem ją stamtąd.
-Puść mnie sensei!
-Uspokój się tak nic nie zdziałasz.
-Czyżby Naruto bał się wyjść? Cała wasza wioska, to sami tchórze.
-Tato, pozbądźmy się go wreszcie – powiedziała nerwowo Saya. – Mam dość tego jego gadania.
-Jeśli chcesz Naruto musisz przejść przez nas – powiedziałem pewnie, wyciągając kunaie.
-Nie bój się o to, zapewniłem sobie wsparcie – powiedział, a sekundę później wszyscy usłyszeliśmy trzy wybuchy.
Nim się zorientowaliśmy co się dzieję, trzy wielkie węże niszczyły wioskę.
-Idźcie im pomóc z wężami – powiedziałem do drużyny.
-Ale…
-Idźcie – warknąłem wyższym tonem, nie znoszącym sprzeciwu. W końcu mnie posłuchali i pobiegli walczyć z wężami. –Zapłacisz za to! – krzyknąłem do uśmiechającego się sanina i porozrzucałem kilka kunai po okolicy.
Za każdym razem, gdy go trafiałem on zdejmował skórę, co wyglądało obrzydliwie. W końcu wyciągnął z siebie miecz i zaczął go wydłużać w szybkim tempie w moją stronę. Zrobiłem obrót na piecie i odbiłem kunaiem ostrze miecza, które wbiło się w drzewo i przebiło je na wylot i przecięło ścianę budynku. Byłem zaskoczony taką siłą tego miecza.
Gdy patrzyłem się jak miecz niszczy budynek, poczułem ból w kostce. Przez chwile nie uwagi, Orochimaru przez małego węża, zapewne wstrzyknął mi jakąś truciznę.
-Szlag! – warknąłem depcząc wężyka.
-Hahaha, zaraz zostaniesz sparaliżowany, a nikt nie będzie mógł ci pomóc.
Wtedy usłyszeliśmy dwa wybuchy. Gdy się rozejrzałem zobaczyłem, że dwa węzę zostały pokonane, a trzeci także po chwili znikł. Przynajmniej to się powiodło.
-Wystarczy mi ta chwila, aby Cię zabić.
Stworzyłem Rasengana i teleportowałem się za jego plecy. Gdy tylko Jutsu zetknęło się z jego ciałem, on został odrzucony. Uderzył w ścianę budynku, zawalając go. Myślałem, że wygrałem, ale na nadziei się skończyło.
Sanin wydostał się spod gruzów, w dodatku bez żadnej rany. Spojrzał na mnie spojrzeniem pełnym pogardy, a ja nagle dostałem ataku paraliżu. Upadłem na kolana i nie mogłem się ruszyć.
-Ehh, wyszedłem z wprawy – powiedziałem do siebie.
-Zginiesz!
Powtórzył atak mieczem, ale teraz byłem pewny, że trafi, i by tak było, ale przede mną pojawił się Kitsune z wyciągniętym mieczem. Wyciągnął go w dół, ostrzem w kierunku Orochimaru. Gdy Kusanagi miał trafi w miecz Lisa, po prostu zaczął się ciąć na pół. Kusanagi rozszedł się na boki omijając Minato.
-Kitsune – powiedziałem niedowierzająco.
-Zajmę się, nim.
-Co z…
-Nie żyje – odparł, a na moją twarz wpełzł smutek. – Przykro mi.
Nie wiedziałem co powiedzieć, w głębi wiedziałem, ze to tak się skończy, ale jednak zabolało mnie to. Teraz mogłem tylko, żałować, że nie mogłem go powstrzymać i patrzeć jak Kitsune walczy z Orochimaru.
-----Naruto------
Zrobiło mi się trochę smutno, ale w końcu Obito był moim przeciwnikiem. Teraz musiałem skupić się na walce z Orochimaru. Poniosłem miecz do góry i zamachnąłem się wypuszczając w jego stronę Ognisty Sierp.
-Proszę odpocząć – powiedziałem do ojca, uśmiechając się, choć on tego nie zauważył.
Ścisnąłem mocniej rękojeść miecza i ruszyłem do ataku. W między czasie poczułem jak zbliża się Josuke albo Kira, miałem silne odczucie chakry Kuramy. Szybko dobiegłem do niego likwidując po drodze jego węże i zamachnąłem się w celu odcięcia mu głowy. Zablokował mój atak rękoma, jego krew trysnęła na moje ubranie i ziemię.
-Futon: Powietrzna Bomba! – odepchnął mnie, ale atak był o dziwo tak słaby, że nie wyrządził mi żadnej krzywdy.
-Teraz moja kolej. Katon: Ognista Fala.
Orochimaru przed pochłonięciem przez ogień zrzucił skórę i uniknął mojego ataku. Następnie jego ręka zamieniła się w węże, które pomknęły w moją stronę. Gdy były blisko mnie z ich paszczy wyłoniły się końcówki mieczy.
-Katon: Ognista Tarcza.
Otoczyłem siebie i mojego ojca tarczą. Gdy tylko węże zetknęły się z nią, zaczęły palić się na popiół. Orochimaru cofnął atak. Kiedy cofnąłem tarczę, do taty podbiegł mój klon, którego zostawiłem w domu. Podniósł na półprzytomnego Minato i zaczął uciekać.
-On i tak umrze – powiedział Orochimaru. – W jego ciele jest trucizna-, a od trutkę mam tylko ja – zaśmiał się pokazując małą fiolkę.
-Oddaj ją! –krzyknąłem z wściekłością w głosie.
Wtedy pojawili się członkowie Teamu 7 i inni shinobi. Josuke i Saya, gdy tylko zobaczyli mojego klona, ciągnącego Minato od razu do nich doskoczyli.
-Co ty tu robisz?
-Nie widać?
-Co mu się stało?
-Trucizna! – krzyknąłem do nich.
-Zabierzemy go do szpitala – rozkazał Josuke. – Idziesz z nami – powiedział do mojego klona.
-Zaraz przyniosę odtrutkę – powiedziałem do nich i ruszyłem do ataku.
Obok mnie pojawił się Jiraya, gotowy do walki. Razem ruszyliśmy na Orochimaru.
-Katon: Ogniste Tornado – wydmuchnąłem strumień ognia, który zaczął się kręcić, tworząc ogniste tornado.
-Futon: Podmuch – Asuma dmuchnął w moją technikę silny podmuch wiatru, dzięki czemu tornado powiększyło się.
Orochimaru odskoczył w bok, prosto w ręce Ero-senina. Białowłosy sanin czekał na niego z gotowym Rasenganem. Gdy trafił go niebieską sferą poleciał w moją stronę. Ja mu przywaliłem z Ognistej Pięści, tylko zamiast pięścią dostał otwartą dłonią.
-To miało boleć? – spytał przecierając strużkę krwi.
-Nie, ale to już tak. Fujin: Pieczęć Ognia – wykonałem jeden znak, a w miejscu, którym oberwał ode mnie pojawił się czerwony znak, który zaczął się rozrastać po całym ciele.
-Co… co ty mi zrobiłeś?
-Jiraya-sama zabierz mu odtrutkę.
Ero-senin, o nic nie pytał tylko zaczął przeszukiwać Orochmaru. Gdy tylko ją znalazł podbiegł do mnie.
-Pewnie poczułeś, że zamiast uderzyć Cię pięścią, dostałeś otwartą dłonią? Nałożyłem na ciebie pieczęć. Wiem, że po każdym ataku mógłbyś się zregenerować, ale nic nie zrobisz jeśli nie będziesz mógł się ruszysz, a każde użycie chakry zacznie palić Cię od środka. Zajmijcie się nim ja zaniosę odtrutkę.
Odebrałem odtrutkę od Jirayi i pomknąłem do szpitala ile tylko miałem sił w nogach.
Minato żyj!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńno pięknie najpierw walka z Obito a potem z Orochimaru ciekawe jak by Josuke lub Minato zareagował, że to klon Naruto...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia