Naruto na nowo 2. -17.
Nastał nowy piękny, letni dzień. Słońce mocno świeciło, a na niebie nie było żadnej chmurki. Ptaki latały po całej Wiosce Ukrytej w Liściach. Mieszkańcy chodzili z zakupami, dzieci bawiły się na placach zabaw, a shinobi ruszali lub wracali z misji. W szpitalu panował spokój, w jednej z sal, leżał nieprzytomny blondwłosy chłopak. Spał już od tygodnia, na szafce obok codziennie były nowy białe lilie. Cisze, przerywało tylko pikanie maszyny do której był podłączony. W końcu zaczął się przebudzać. Zmarszczył czoło i szybko otworzył oczy, ale po chwili znowu je zamknął. Niebieskie oczy nie były przyzwyczajone do światła, a biały wystrój pokój nie pomagał. Zasłonił oczy ręką, a gdy przyzwyczaił się do światła, podniósł rękę i zaczął się w nią wpatrywać.
-Gdzie ja jestem? – spytał w przestrzeń. – Kim ja jestem? – spytał sam siebie.
Usiadł i oderwał od siebie plastikowe przyssawki od maszyny. Zszedł z łóżka i gdyby nie wieszak na kroplówkę, upadł by na ziemię. Podszedł do okna i zaczął się w nie wpatrywać. Spostrzegł gniazdko ptaków na gałęzi i na twarzy pokazał się uśmiech. Usłyszał dźwięk otwierania drzwi i odwrócił się. Do Sali weszła blondwłosa kobieta, w zielonym płaszczu. Wpatrywała się w kartę zdrowia, nie zwracała uwagi na otoczenie.
-Gdzie ja jestem? – spytał blondyn.
Kobieta upuściła kartę i spojrzała na stojącego chłopaka z szeroko otwartymi oczami. Blondyn nie dostał odpowiedzi na pytanie, tylko kobieta chciała go dotknąć i chyba przytulić, on odskoczył do tyłu i złapał wieszak na kroplówkę i instynktownie przyjął postawę obronną.
-„Jego ciało samo reaguję w sprawie obrony, gdy czuje się zagrożony” – pomyślała kobieta, a w Sali pojawił się Minato w Żółtym Błysku. Mężczyzna posłał im zaskoczone spojrzenie, ale gdy spojrzał na syna uśmiechnął się.
-„Musze uciekać” – pomyślał chłopak i wybił okno, sekundę później wyskoczył.
-Stój! Nic ci nie grozi! – krzyczała Tsunade. – Minato łap go.
Yondaime o nic nie pytał tylko rzucił kunaia w lecącego syna. Naruto odwrócił się w powietrzu, złapał broń i rzucił mocno w powietrze. Pech chciał, że na dole przechodził Team 7. Blondyn wylądował nogą na głowie czarnowłosego chłopaka przewracając go równocześnie. Następnie odbił się i wyskoczył w powietrze. Zaczął uciekać przed siebie w szpitalnym ubraniu.
-Co do…? - spytał Sasuke, wstając i otrzepując się. Obok nich pojawił się Namikaze z Hokage.
-Jego ciało, reaguje w samoobronie – wyjaśniła blondynka. – Myśli, że coś mu grozi.
-Jakim cudem on wyskoczył z tego okna? – spytała Saya wskazując na wybite okno na czwartym piętrze.
-Nie wiem, musimy go złapać.
Naruto w tym czasie biegł główną ulicą wioski, wszyscy przyglądali mu się ze zdziwieniem. W pewnym momencie schylił się i podniósł małego kamienia. Gdy przebiegł kilka metrów, rzucił się do przodu i odwrócił do tyłu. Rzucił kamyk prosto w kunaia z trzema ostrzami, który leciał w jego kierunku. Kątem oka spostrzegł, że z jego prawej leci drugi taki kunai, złapał go w dwa palce i rzucił w kierunku, z którego przyleciał. Rzucił się dalej do ucieczki.
-„Kim ja jestem? Skąd znam takie ruchy i skąd wiedziałem, że coś leci w moim kierunku?” – zastanawiał się chłopak, nie przerywając ucieczki.
-Czekaj – nagle przed nim pojawił się wysoki blondyn, łapiąc go w mocny uścisk. Naruto od razu zaczął się wyrywać. – Uspokój się, jestem twoim ojcem – słowo o ojcu, uspokoiło chłopaka, ale nadal był spięty.
Nagle poczuł ukłucie w lewym ramieniu, spojrzą tam i zobaczył jak kobieta, którą spotkał w swojej Sali trzyma w ręku strzykawkę z igłą. Po kilku sekundach osunął się nieprzytomny w ramiona Minato, który chwilę później przeniósł siebie, Naruto i Tsunade do szpitala. W jego Sali czekał już Team 7. Yondaime położył syna do łóżka.
-Więc co się stało? – spytał Namikaze Tsunade.
-Gdy weszłam do Sali, on stał przy oknie. Gdy podeszłam bliżej, on odskoczył do tyłu i złapał wieszak na kroplówkę. Jego ciało samo reaguję, gdy czuję się zagrożone.
-Jakim cudem? – spytała Kira.
-Ma zwierzęcy instynkt. Rozum kazał mu uciekać, gdy czuł się zagrożony.
-Tym zagrożeniem byliśmy my? – spytał Minato.
-Widocznie tak nas uznał.
-Kiedy się obudzi?
-Lek był słaby, więc za jakieś dwie godziny.
-Albo teraz – powiedział Josuke, wskazując jak Naruto mruży oczy.
-Jakim cudem? – spytała sama siebie Tsunade.
-Gdyby chciał uciekać uśpijcie go Genjutsu – powiedział sensei Drużyny 7, a rodzeństwo Uchiha skinęło głowami.
Chłopak leżący na łóżku, spojrzał na sufit, a następnie przejechał wzrokiem po wszystkich zebranych.
-Gdzie ja jestem? – spytał spokojnie.
-W szpitalu w Konoha-gakure – odparła blondwłosa kobieta. –„Dobrze, że ustaliliśmy, jego przeszłość.”
-Nic nie pamiętam – powiedział i złapał się za głowę.
-Miałeś wypadek – powiedział wysoki blondyn.
-I masz amnezję – dodała kobieta z małym klejnocikiem na czole. – Jestem Tsunade, Hokage Wioski Ukrytej w Liściach.
-Ja jestem twoim ojcem, to jest twoje rodzeństwo, Josuke i Saya.
-A oni?
-To Sasuke i Kira Uchiha, reszta Teamu 7, a ty to Naruto Namikaze.
-Jaki wypadek miałem?
-Kilka dni temu znaleźliśmy Cię nieprzytomnego nad rzeką, niedaleko klifu – powiedział Minato, a Naruto popadł w zamyślenie. – Odpoczywaj, jutro pewnie będziesz mógł wyjść.
Wszyscy opuścili salę, a chłopak ciągle się zastanawiał, nad rozmową.
-„Coś mi tu nie pasuję. Wątpię, abym miał taki wypadek.”
Wstał i zaczął się rozciągać, gdy nie poczuł żadnego bólu położył się z powrotem.
-„Nie możliwe, aby ciało po kilku dniach doszło do siebie.”
W końcu po godzinie myślenia zmrużył go sen.
Następnego dnia mógł opuścić szpital. Szedł kierowany przez ojca, przez wioskę. Na pytanie, czemu im się tak przyglądają, Minato odpowiedział, że rzadko chodzi gdzieś pieszo. Po dość długim spacerze dotarli, do piętrowego budynku na obrzeżach wioski. Był w japońskim stylu, przed wejściem, po bokach ścieżki były dwie wiśnie. Ścieżka była wyłożona kamieniami, dalej z boku była mała sadzawka, nad którą rosło jakieś drzewo, a pod nim była ławeczka.
-Kiedyś była to siedziba klanów Senju i Uchiha – powiedział Minato i weszli do środka.
Mimo, że było południe w domu było ciemno. Gdy weszli do salonu, nagle światło zostało zapalone, a do uszu Naruto dobiegł krzyk.
-Najlepszego!
Chłopak rozejrzał się, po wszystkich nic nie rozumiejąc. Byli rodzice Naruto i jego rodzeństwo, Jiraya, Tsunade, Kira, Sasuke i Itachi, Kakashi i kilka innych osób. Matka blondyna trzymała tort, na których paliły się świeczki.
-Z okazji powrotu do zdrowia.
Naruto nie miał innego wyboru jak tylko świętować, ale cały czas głowę zawracała mu prawdziwa przyczyna utraty pamięci, jednak postanowił odłożyć te rozmyślania. Za jakiś czas zacznie szukać prawdziwej przyczyny, amnezji i kłamstw.
Następnego dnia, gdy zszedł na dół wszyscy jedli już śniadanie. Miał na sobie podartą i brudną bluzkę i w podobnym stanie spodnie.
-Czemu jesteś w tych ciuchach? – spytał Minato.
-Nie mam innych – odparł chłopak, a w oczach siostry i matki zobaczył nagły błysk w oczach.
-Masz przechlapane – mruknął cicho Josuke, przez co dostał kuksańca od siostry, Naruto przełknął głośno ślinę, nie wiedząc co go czeka.
Zaraz po śniadaniu Naruto został zabrany na zakupy. W jednym ze sklepów spotkali Kire, która po namowach przyjaciółki z drużyny dołączyła do nich. Blondyn dopiero wieczorem, mógł spokojnie odetchnąć. Przez cały dzień odwiedzili z dziesięć sklepów z ubraniami, dwa z butami i spędzili jakieś dwie godziny u fryzjera. W tej chwili chował ubrania do szaf, po czym wziął długą kąpiel i położył się spać.
-------Jakiś czas później--------
Szesnastoletni blondyn obudził się jak co ranek w swoim pokoju. Przeciągnął się i wstał, aby załatwić poranne czynności. Gdy zszedł na dół zobaczył tylko swoją matkę, posłał jej zdziwione spojrzenie.
-Misja – jedno słowo wyjaśniło wszystko.
Chłopak usiadł przy stole i zaczął jeść śniadanie. Nie miał innego wyboru jak zaakceptować swoje życie z utratą pamięci, choć nigdy się nie poddał. Cały czas szukał jakiś poszlak, czy czegokolwiek co by mu pomogło. Po roku od utraty pamięci, stracił nadzieję, ale ciągle kombinował, tak, aby czegoś się dowiedzieć i jednocześnie nie wzbudzać podejrzeń. Wtedy miał dziwny sen.
-----Sen, narracja Naruto-----
-Gdzie jestem? – spytałem sam siebie, rozglądając się wokół.
Byłem jakby w jakiejś otchłani, byłem sam i przerażająca ciemność. W pewnym momencie poczułem coś twardego pod stopami, kiedy się przyzwyczaiłem do tego zacząłem iść, cały czas krzycząc, czy ktoś tu jest. Nie wiem ile czasu minęło, ale wtedy otrzymałem odpowiedź.
-Wejdź w głąb swego umysłu, tam są wszystkie odpowiedzi – był to głos mi nie znany, ale jednocześnie znany, miły i przerażający.
-Jest tu ktoś?! – krzyknąłem, ale nie dostałem odpowiedzi.
Poczułem wtedy silny ból głowy i upadłem na ziemię.
---------Koniec snu-----
--------Naruto-------
Po śniadaniu mama wyszła na zakupy, a ja poszedłem się przejść. Idąc ulicą w stronę bramy, większość kobiet się za mną a oglądała, a mężczyźni posyłali mi gniewne spojrzenia. W końcu po paru minutach dotarłem do bramy, jako, ze nie byłem shinobim wioski, mogłem ją opuszczać kiedy chciałem. Izumo i Kotetsu o dziwo nie spali, ale byli tak zajęci graniem w karty, że nawet shinobi mógł opuścić wioskę.
Poszedłem w miejsce, o którym chyba tylko ja wiedziałem, aby tam dotrzeć trzeba było przejść kilkaset metrów na zachód, następnie skręcić na północ i iść w stronę klifu. W skale była jaskinia, która prowadziła do wielkiej jamy. Z powierzchni musiała być tak zamaskowana, bo na żadnej mapy nie widziałem, aby był taki krater. Jama była wysoka na jakieś pięćdziesiąt metrów, przyszedłem, akurat, gdy słońce było nad wyjściem u góry przez co było tu bardzo słonecznie. Z boku płynęła rzeczka, której źródłem był mały wodospad.
Spod krzaka wyszedł mały rudy lis. Podbiegł do mnie i zaczął się łasić.
-Hej Hiko – pogłaskałem go, a on zaczął na mnie skakać.
W końcu wyjąłem z kieszeni kilka ciasteczek i mu je rzuciłem. Nie wiem, czy miałem tak wcześniej, ale czułem niezwykłą więź z lisami. Nikt o tym nie wie, bo pewnie uznali by mnie za wariata. Usiadłem w cieniu, a Hiko ułożył łeb na moich kolanach. Zacząłem rozmyślać nad snem, który nie dawał mi spokoju, a powtórzył się kilka razy.
-Tylko jak to zrobić? – spytałem sam siebie. – Wejść do swojego umysłu.
Zamknąłem oczy i się zrelaksowałem. Było mi tak wygodnie, że prawie usnąłem, ale przeszkadzało mi łaskotanie po polikach. Myślałem, że to Hiko mnie liże i łaskocze wąsami, ale gdy próby strącenia go nie dała skutku, a przestałem go czuć na swoich kolanach otworzyłem oczy.
Byłem na jakiejś polanie, a łaskotanie pochodziło od liści, które latały w powietrzu. Na końcu polany pod lasem stał drewniany domek. Był pomalowany na biało, a w oknach paliło się światło. Nie daleko domku przepływała rzeczka, nad którą rosły kwiaty.
---------Narracja trzecio osobowa------
Ruszył do przodu, ale gdy tylko zrobił kilka kroków, poczuł ból i odleciał do tyłu.
-Co do? – spytał sam siebie masując nos.
Wstał i otrzepał się z kurzu. Postanowił spróbować jeszcze raz. Zrobił kilka kroków i wylądował jak wcześniej, tylko, że tym razem poleciał dalej, a nad polaną pojawiła się Złota Bariera. Wstał i zaczął biec na tą barierę, gdy był przed nią zamachnął się i uderzył z całych sił. Po całej barierze rozeszła się fala, a następnie wróciła oddając atak. Chłopak odleciał do tyłu.
-Do trzech razy sztuka – powiedział do siebie i zaatakował kopniakiem z pół obrotu, wynik był tak sam.
Wstał i opanował oddech i nerwy. Podszedł do bariery tym razem spokojnie i zaczął powoli kłaść na niej ręce. Gdy tylko dotknął mocniej bariery ona pokazała się nad obszarem, który obejmowała.
-O co tu chodzi?! – krzyknął i walnął pięściami w barierę, zapominając, że każdy atak jest oddawany.
Poleciał do tyłu i wylądował plecami na wysokiej trawie, która zamortyzowała upadek. Chłopak ścisnął mocno dłonie, ściskając i wyrywając kilka źdźbeł trawy
-O co w ty wszystkim chodzi? – spytał sam siebie.
Nagle poczuł mocne ciepło, które biło z jego środka.
-Co jest?
Zerwał się na równe nogi i złapał się za prawą dłoń, która paliła go nie miłosiernie. Po kilku sekundach palenie ustąpiło, ale on miał nadal strach w oczach. Jego prawa dłoń była spowita przez złoty ogień, który nie parzył go ani trochę. Gdy przyzwyczaił się do tego, a z jego twarzy znikł strach, poczuł jak jego siła rośnie. Zacisnął dłoń w pięść i z całej siły uderzył w barierę, która po ataku rozsypała się w drobny mak.
Chłopak stanął, podpierając się rękoma o kolana, aby złapać oddech. Po minucie ruszył do domku. Szedł powoli i ostrożnie, nie chciał wpaść znowu na jakąś niespodziankę. Dotarł do domku, nie napotykając na żadną barierę. Otworzył drzwi i wszedł do środka.
Stanął w środku salonu i wpatrywał się z wypisanym szokiem na twarzy w jedną osobę. Przed nim stał on tylko, że w młodszej wersji.
-W końcu tu dotarłeś – powiedział młodszy Naruto.
-C…co? O co w tym wszystkim chodzi?
-To powinno ci wszystko wyjaśnić, w końcu sam to pisałeś – w ręce prawdziwego Naruto trafiła kartka.
Gdy on to czytał, klon znikł i część jego wspomnień wróciła do oryginału, wyjaśniając po części sprawę.
-Mam pieczęć na wspomnieniach?! – wrzasnął do siebie. – Jak ją zdjąć? – spytał powietrze, gdy się uspokoił.
Chłopak usiadł na sofie i zaczął myśleć.
-Wiem – powiedział do siebie po jakimś czasie. – Wspomnienia klona, tam musze coś znaleźć.
Skupił się i powoli leciał po otrzymanych wspomnieniach. Jedyne co znalazł to jak zrzucić Genjutsu.
-Muszę iść do biblioteki – powiedział do siebie i w tej chwili coś sobie uświadomił. – Jak stąd wyjść?!
Hej,
OdpowiedzUsuńNaruto o zwianie ze szpitala ;) ciało zareagowało instynkyowmie... wie, że coś nie gra, ale nie zastanawiało go to, że nie ma innych ubrań już... w końcu przypomniał sobie wszystko...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Naruto i zwianie ze szpitala ;) ciało zareagowało tutaj instynkyowmie... wie, że coś nie gra, ale nie zastanawiało go to, że nie ma innych ubrań już... w końcu przypomniał sobie wszystko...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza