poniedziałek, 7 września 2015

Naruto na nowo 2. -14.

Naruto na nowo 2. -14.
W szpitalu panowało zamieszanie. Dużo osób mdlała od panującej tu chakry, a wszystko było to spowodowane przez jedną osobą. Tsunade już od dobrej godziny, próbowała zapieczętować wypływającą energię, ale jej nie wychodziło. Blondyn ciągle szamotał się na łóżku, chociaż, że był nie przytomny, a na jego twarzy były krople potu. Gips był cały popękany,a trzech lekarz Przez drzwi biegł wysoki blondyn ze zmartwioną miną. Stanął przed łóżkiem, był przerażony, nie wiedział co ma zrobić.
-Co tu się dzieję? – spytał w końcu, zwracając na sobie uwagę Hokage.
-O Minato, dobrze, że jesteś. Musisz nam pomóc zapieczętować tą chakrę – powiedziała szybko i nerwowo Tsunade.
Mężczyzna nic już nie mówił tylko złożył kilka pieczęci i dotknął czoła swojego syna. Po chwili światło pieczęci oślepiło wszystkich. Po kilku sekundach wszystko wróciło do normy. Naruto uspokoił się, ale nada był nie przytomny. Tsuande spokojnie wypuściła powietrze i otarła pot z czoła. Natomiast Minato czekał na wyjaśnienia.
-Wiec co się stało?
-Jeszcze nie wiem – odparła kobieta. – Gdy przyszłam na obserwacje z niego już wylatywała ta chakra. Z trudem pobraliśmy mu krew do badań, nie długo powinny być wyniki. 
W tej chwili weszła pielęgniarka z kartką, którą wręczyła Hokage.
-Wyniki – powiedziała blondynka, widząc pytające spojrzenie Yondaime. – Hmm, ktoś mu podał substancje wywołującą ulatywanie chakry.
-Ale jak?
-Mamy szpiega, który wyraźnie chce jego śmierci – powiedziała twardo Senju. – Jeśli mu nie podamy odtrutki, pieczęć w końcu puści, a z niego uleci cała chakra.
-Czyli…
-Może umrzeć.
Zapanowała głęboka cisza. Inni lekarze wyszli, z pokoju zostawiając byłego Hokage i Minato samych. Obydwoje błądzili w obłokach.
-Kto to mógł być?
-Nie mam pojęcia, może jakiś członek Korzenia, sługus Orochimaru, albo jeszcze ktoś inny.
-Możesz zrobić odtrutkę?
-Tak, ale potrzebuję kilku ważnych składników.
-Jakich?
-Ziół. Znajdują się nad źródłem strumienia, które przepływa obok Konohy, w górach.
-Dwa dni drogi – stwierdził Minato. – Jak wyglądają.
-Zielone łodygi, białe kwiaty, będę potrzebowała jeszcze takich samych tylko o żółtych kwiatach. 
-Wezmę swoją drużynę Saya trochę zna się na tym.
-Uważajcie na siebie. Ktoś kto dał mu tą truciznę może nie chcieć, abyście dotarli na miejsce.
Blondyn zniknął w Żółtym Blasku, a Tsunade zaczęła badać Uzumakiego. Minato pojawił się w salonie, w swoim domu. Na kanapie siedzieli Josuke i Saya, a w kuchni krzątała się Kushina.
-Szykujcie się idziemy na misję – powiedział szybko, co zwróciło uwagę Kushiny.
-Ale mieliśmy iść do Naruto.
-Ktoś podał truciznę Naruto, idziemy po zioła w góry. Bierzcie sprzęt i idziecie po resztę drużyny.
Na słowa o truciźnie rodzeństwo od razu zniknęło w swoich pokojach, a po trzech minutach wybiegli po Uchihów. 
-O jaką truciznę chodzi?
-Nie wiem, gdy wszedłem do Sali, z Naruto ulatywała chakra. Założyłem pieczęć na niego, ale jeśli pęknie, to Naruto może umrzeć. 
-Idę z wami – powiedziała hardo czerwonowłosa.
-Nie, zostań, ktoś musi być przy nim – Minato ostudził zapał żony.
-Dobrze, zaraz pójdę do szpitala. Ruszaj.
Minato zabrał swój sprzęt i zniknął. Pojawił się przy bramie, gdzie czekała już drużyna.
-Na miejsce dotrzemy na dwa dni, więc musimy szybko biec. Każda minuta zwłoki, przybliża Naruto do śmierci. 
Wszyscy wzdrygnęli się na te słowa.
-Co się w ogóle stało? – spytał Sasuke.
-Wyjaśnię po drodze ruszamy.
-Idę z wami – powiedział męski głos. 
Obok nich w zmaterializował się Itachi, gotowy do misji.
-Słyszałem co się stało, chociaż tak możemy mu się odwdzięczyć za uratowanie Kiry. Minato tylko skinął głową. Po chwili zniknęli za drzewami.

W tym samym czasie gdzieś w nieznanym miejscu. Szedł blondyn oparty o grzbiet dużego rudego lisa. Chłopak wyglądał jednym słowem jak śmierć. Blady, oczy same mu się zamykały. Włosy oklapnięte, choć zawsze były roztrzepane we wszystkie strony. Szli korytarzem oświetlonym przez ogień świeczek. W końcu wyszli, a oczom blondyna ukazała się osada. Nie była to jakaś zwykła wioska, nie było w niej zwykłych budynków. Była to wioska zamieszkana przez lisy. Naruto nadal oparty o grzbiet jakiegoś lisa szedł przez środek wioski, do największego budynku. Wszystkie zwierzęta kłaniały się przed nim co wprawiało go w osłupienie. Gdy weszli do budynku, blondyn dał się prowadzić. Weszli do wielkiej Sali. Na dużym posłaniu leżał siwy lis. Spojrzał na chłopaka.
-Witaj Naruto.
-Dzień dobry, Tarashi-sama – odpowiedział słabo słyszalnym głosem.
-Dajcie m odtrutkę – rozkazał siwy lis.
Do blondyna podszedł inny lis, który ogonem trzymał szklankę z jakimś napojem. Naruto odebrał ją i wypił, po chwili czuł jak wracają mu siły.
-To ci pomoże na kilka godzin. 
-Mogę wiedzieć po co tu jestem? 
-Nadszedł już czas.
-Na co?
-Abyś nauczył się korzystać z naszej chakry. Jako jedyny człowiek zyskałeś nasze pełne zaufanie. Dzięki temu, że byłeś jinchuurikim Kuramy…
-Skąd to wiecie?
-Nasz klan powstał dzięki niemu, jesteśmy jakby połączeni z nim. To on założył klan Lisa.
-Czyli pamiętacie to co on?
-Tak.
-Dzięki temu, że byłeś jinchurikim Kuramy, możesz nauczyć się korzystania z naszej chakry. Jeśli dasz radę, będziesz mógł pobierać chakrę z natury i przekształcać ją na chakrę taką jaką ma biju, ale twój wygląd będzie inny.
-Ale co ona daje?
-Będziesz miał te same zdolności, jakbyś używał chakry Kyubiego. Nie będziesz musiał kombinować, aby pobrać chakrę od Kuramy tylko sam ją stworzysz.
-Będę mógł ją magazynować.
-Tak, przekształcimy pieczęć, która więziła Kyubiego, na taką, która będzie magazynowała tą chakrę.
-Zaczynajmy.
-Musimy się pośpieszyć, bo mamy mało czasu. Team 7 z Konohy wyruszył na misję, zebrania ziół do odtrutki.
-Skąd to wiecie?
-Lisy są najlepszymi szpiegami. Z tego co mi doniesiono reszta członków Brzasku, będzie chciała im przeszkodzić. 
Naruto zacisnął mocno pięści. 
-Uspokój się. Jeśli chcemy zdążyć przed końcem czasu działania odtrutki musisz być spokojny.
Naruto zrobił kilka większych oddechów.
-Zaczynajmy – powiedział pełen determinacji.

-Jak to zniknął? – kobiecy krzyk rozniósł się po całym szpitalu i okolicach. Dwie kobiety stały w pustej Sali, gzie niecałą godzinę temu leżał ledwo żywy chłopak. 
-Nie wiem, gdy weszłam do Sali jego nie było. Anbu już go szuka – odparła blond włosa kobieta.
-Ktoś w ogóle wie co się mogło stać?
-Niestety nie.
Czerwonowłosa wybiegła z Sali, a po kilku minutach opuściła wioskę.
-„Może ruszył za nimi?” – pomyślała, znikając w lesie.
Sześć osób wylądowało na małej polanie. Przez jej środek płynął strumień, który znikał w lesie. Na jego brzegach rosły różne zioła. Saya od razu wzięła się za zbieranie tych potrzebnych. Pozostali usiedli na trawie, aby odpocząć. 
-Gotowe – powiedziała czerwonowłosa, po kilkunastu minutach.
-Rusz… - zaczął Minato, ale przerwał mu wybuch eksplodującej notki, spod jego nóg. 
Namikaze pojawił się przed swoją drużyną w Żółtym Blasku i przyjął postawę do walki, co też uczynili wszyscy za nim. Uchihowie uruchomili swoje kekkei genkai i rozglądali się po okolicy.
-Wiedzieliśmy, ze przyjdziecie – wszyscy odwrócili się w stronę męskiego głosu.
Zobaczyli trójkę członków Akatsuki. Na przodzie stał członek z pomarańczową maską, po jego lewej Kisame, a po prawej Konan. Wszyscy gotowi do ataku. Wokół niebieskowłosej unosiło się orgiami, a Kisame trzymał Samechadę w dłoni.
-Czego chcecie? – spytał Minato.
-Tych ziół – odparł zamaskowany. – Nie możemy pozwolić, aby Naruto wrócił do zdrowia. Jest zbyt dużą przeszkodą. 
-Więc to wy podaliście mu truciznę. 
-A i owszem. Macie słabą ochronę. 
Minato nie wytrzymał i rzucił się do ataku. Gdy ciął zamaskowanego kunaiem, ostrze przeszło przez jego ciało nic mu nie robiąc. Gdy blondyn zastanawiał co się stało, Kisame uderzył go mieczem w brzuch i odrzucił go w miejsce gdzie wcześniej stał. 
Następnie rozpoczęła się walka. Jako, że shinobi Konohy było więcej, walki były dwóch na jednego. Z Konan walczyła Kira i Saya, z Kisame Sasuke i Itachi, a z Tobim Minato z Josuke.
Dziewczyny radziły sobie całkiem nieźle. Mimo, że miały przeciwstawne żywioły, to Katon czarnowłosej palił papier, albo woda czerwonowłosej moczyła papier, który potem nie nadawał się do walki. Po kilkunastu minutach walki niebieskowłosa nie miała już sił. Postawiła na ostatnia atak. Wszystkie jej kartki zaczęły latać wokół nich, Saya zauważyła dziwne symbole na niektórych kartkach. Złożyła kilka pieczęci i w ostatniej chwili postawiła Wodną Kopułę, chroniącą przed wybuchem. Wybuch spowodował silny wstrząs, huk, fale uderzeniową, a w powietrze wzniosło się mnóstwo pyłu. Gdy wszystko się uspokoiło czerwonowłosa dezaktywowała technikę i upadła na ziemię. Ciężko oddychała. 
-Nic ci nie jest? 
-Nie, po prostu zużyłam za dużo chakry. Wygrałyśmy? 
-Tak. Pomogę ci wstać, musimy gdzieś się skryć. 
Kira pomogła wstać koleżance i razem poszły na obrzeża lasu, aby odpocząć. 
Blondynom szło słabo. Każdy atak przenikał przez ciało zamaskowanego, jak dotąd udało im się zrobić małą ryskę na masce, a oni byli już nieźle zmęczeni i poobijani.
-Jego nie da się pokonać – powiedział Josuke, Minato nic nie odpowiedział, nadal obmyślał plan.
-Chyba mam pomysł. 
-Jaki?
-Gdy atakuje jego ciało musi być zmaterializowane, musimy to wykorzystać. 
-Będę robił za przynętę.
Josuke nie czekał na odpowiedź ojca, tylko ruszył do ataku. Próbował zdziałać coś Taijutsu, ale żaden atak nie sięgnął celu. Gdy przez przypadek potknął się o coś. Tobi wykorzystał to i złapał go za nadgarstek. Minato wykorzystał ten moment i pojawił się obok syna z gotowym Rasenganem. Kula trafiła w maskę. Namikaze odskoczyli od członka Akatsuki i czekali na rozwój sytuacji. 
Gdy wiatr rozwiał tumany kurzu, mężczyźni zobaczyli czarnowłosego mężczyznę. Na połowie twarzy miał mnóstwo zmarszczek. Minato poznał w nim swojego byłego ucznia.
-Obito?
-Witaj… sensei.

Itachi i Sasuke mieli ciężki orzech do zgryzienia. Żadne jutsu nie działało, bo Samechada pożerała chakrę. Została tylko walka wręcz. Obydwoje opierali się o kolana ciężko dysząc. Starszy Uchiha trzymał się za prawą rękę, była sina i spuchnięta. Natomiast szesnastolatek miał mnóstwo małych ran, z których sączyła się krew. Kisame stał naprzeciw ich, miał kilka głębszych ran, ale nie były groźne. Bandaż, którym była owinięta Samechada, leżał podarty obok członka Brzasku. Na jego twarzy był wredny uśmieszek.
-Myślałem, że Uchiha są silniejsi. 
Sasuke chciał uwięzić go w świecie iluzji, ale z powodu braku chakry, jego atak został odparty. Upadł na kolana, a Kisame ruszył do ataku. Sasuke z trudem poderwał się z ziemi i zablokował atak. Mocny kopniak posłał go w stronę lasu. Uderzył w drzewo łamiąc je na pół. 
Itachi zdrową ręką wyciągnął shurikena i rzucił celując w tętnice. Kisame złapał go w dwa palce i rzucił w złamaną rękę. Ostrze wbiło się i to dość głęboko. Następnie kopniak i Itachi skończył jak jego brat. 
Gdy członek Akatsuki podszedł do nich, naprzeciw niego pojawiła się Kira, gotowa do walki. Saya zaczęła leczyć rany, ale mogła jedynie uśnieżyć ból z powodu braku chakry.

----Naruto, dzień wcześniej------
Stałem na środku Sali. Panował tu mrok, ale widziałem to co było mi potrzebne do treningu. Dłonie miałem złożone w dziwny znak, który pokazał mi Tarashi. Strasznie się zdziwiłem, gdy stanął na dwóch nogach. Powiedział mi, ze mogą tak dzięki właśnie tej chakrze, mogą przyjąć formację bojową. 
Nagle poczułem dziwną energię. Była prawie taka sama jak Kuramy, ale byłą jakby silniejsza, a na dodatek pochodziło z zewnętrz. Czułem wszystko co było w tym pokoju. Z ciekawości podszedłem do lustra, aby się przejrzeć.
Mój wygląd zmienił się, ale nie przejmowałem się. Miałem czerwone oczy z pionową źrenicą, co dla mnie nie było nic nowym. Na czubku głowy miałem rude, spiczaste, lisie uczy ze złotymi końcówkami. Z tyłu miałem jeden puszysty ogon. Falował mimo woli, ale gdy pomyślałem, aby coś nim złapać, zrobił to tak jak chciałem. Był rudy, ale miał też złote dodatki jak uszy. 
Wtedy otworzyły się drzwi i do środka wszedł Tarashi z dwójka innych lisów. Lisy po bokach miały moje miecze, a Lisi Mędrzec niósł inny miecz. Był złoty z czerwonymi napisami. Rękojeść kończyła się pyskiem lisa. Najdziwniejsze było to, ze to nie była zwykła katana. Ostrze było po obu stronach, a nie z jednej jak w zwykłych katanach. 
-Pozwoliliśmy sobie przerobić twoje miecze – powiedział, podając mi miecze.
Najpierw obejrzałem ten złoty. Był ciężki, ale machałem nim jakby był z piórkiem. 
-To prezent, za chwilę nauczę cię walki na trzy miecze.
-Trzy? – powtórzyłem z zaciekawieniem, a Tarashi skinął pyszczkiem. 
Następnie wziąłem moje stare miecze. Jeden czarny z białymi paskami wzdłuż ostrza i złotymi napisami, a drugi był jego przeciwieństwem. Biały z czarnymi paskami wzdłuż ostrza i złotym napisem. Obydwa miały ostrza po obu stronach.
-Co znaczy ten napis?
-Oddzielnie nic nie znaczą, ale gdy je połączysz otrzymasz „ Wielka siła to wielka odpowiedzialność, może tworzyć, albo niszczyć.” Ma ci przypominać, abyś nigdy nie zszedł na złą drogę. 
-Dziękuję.
-Jest za wcześnie na dziękowania. Zaczynajmy prawdziwy trening.

2 komentarze:

  1. Hej,
    czyli to brzask stoi za otruciem... czemu Uzumaki mimo wszystko powinno być Namikaze, lisy trenuja i Naruto zyskał ich zaufanie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka,
    fantastycznie, czyli to Brzask stoi za tym otruciem... ech, ech czemu Uzumaki... powinno być mimo wszystko Namikaze, no i Naruto zyskał zaufanie lisów...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń