Kilka dni później, równo z wstaniem słońca, Naruto już nie jako Idate, dotarł do świątyni ognia. Szedł pewnie na przód, zatrzymał się dopiero jakieś dwadzieścia metrów od świątyni. Była to tylko frontowa ściana budynku, reszta była wewnątrz wielkiej góry. Gdy podchodził bliżej, zaczął czuć wielką moc od środka. Podszedł do drzwi i sięgnął do kieszeni i wyjął z niej skradziony klucz.
Gdy go wkładał do dziurki od klucz, na jego czole pojawiły się krople potu, które zniknęły wraz z charakterystycznym dźwiękiem otwierania zamku. Gdy wszedł do środka drzwi od razu się za nim zamknęły, a z powodu braku okien, było strasznie ciemno. Przez chwile poczuł jak coś odbiera mu energię, ale po zaledwie 2 sekundach to uczucie zniknęło.
Nagle zapaliła się pochodnia, po sekundzie następna i tak dalej, aż cały korytarz był oświetlony. Mężczyzna zaczął iść przed siebie. Z każdym krokiem czuł energię jaka jest w świątyni, była ona nawet w powietrzu.
Po kilku minutach dotarł do wielkiej, okrągłej Sali. Z góry zwisały skalne obiekty, podobnie wystawały one po bokach. Po środku był okrągły ołtarz, na którym palił się ogień. Naruto zafascynowany podszedł bliżej źródła ciepła i światła.
-To jest Ołtarz Świętego Ognia – usłyszał za sobą.
Odruchowo się odwrócił i zobaczył siebie. Przed nim stał on sam, różnili się tylko strojem. Sobowtór Naruto miał czarny płaszcz z motywem ognia.
-Kim jesteś?
-Jestem tą energią, którą tu czujesz. Za każdym razem, gdy ktoś tu przychodzi, pobieram od niego trochę chakry i przybieram jego postać. Jeśli tego nie zrobię, nie mogę przyjąć cielesnej formy.
-Był tu ktoś przede mną.
-Tak. Bardzo dawno temu. Był bardzo silny, władał już nad czterema żywiołami i posiadał Rinnegana.
-Rinnegana? Czy był to Rikodu Senin.
-Tak, to on. Przyszedł tu po moc ognia. Zgaduję, że i ty tu po to jesteś.
-Tak – odparł z prawdą, co poparł skinieniem głowy.
-Dlaczego?
-Co dlaczego?
-Dlaczego, chcesz tej mocy. Z jakiejś dziwnej przyczyny nie mogę odczytać twych wspomnień.
-Potrzebuję jej, aby móc pokonać Danzo Shimurę.
-Sama chęć zabicia kogoś nie wystarczy. Musisz mi dać twardy dowód, że wykorzystasz ją do robienia dobra.
-Wiec ci pokaże moją przeszłość – powiedział włączając Rinnegana.
-Rinnegan?
-Tak, prezent od Mędrca Sześciu Ścieżek.
-Dlatego nie mogę wtargnąć do twojego umysłu.
-Mogę ci pokazać całą moją przeszłość.
Prawdziwy Naruto spojrzał w oczy swojego rozmówcy. Wszystko trwało zaledwie minutę, sobowtór blondyna ujrzał jego przeszłość. Tą nową i starą.
-Rozumiem. Sam czyn, chęci pokazania mi swojej przyszłości by wystarczył. Ale ty to zrobiłeś, dlatego od razu ci powiem jak zdobyć tą moc – spojrzał w niebieskie oczy Naruto, gdy nie otrzymał żadnej odpowiedzi kontynuował. – Musisz przejść przez trzy etapy. Pierwszy jest wytrzymywanie wysokich temperatur, jeśli ci się to nie uda nie będziesz mógł tworzyć ognia całym ciałem, gdyż będziesz cały poparzony. Aby zdobyć tą wytrzymałość musisz zejść pod ziemię, w miejsce gdzie skałą jest płynną cieczą.
-Płynną cieczą. To jest magma – powiedział lekko zszokowany.
-Musisz przetrwać tam tydzień.
-Nie wytrzymam jednego dnia bez picia.
-Gdy jesteś na terenie świątyni, energia tu panująca wypełnia te braki. Możesz być tu kilka lat i nie umrzesz z głodu ani spragnienia.
-Jak wyglądają kolejne etapy?
-Tego się dowiesz, gdy ukończysz etap pierwszy.
-Skąd będę wiedział, że minął tydzień?
-Zobaczysz, teraz tam zejdź – pstryknął palcami, a w ziemi pojawiły się schody prowadzące w dół. – Powodzenia! – usłyszał jeszcze Naruto.
Biegł po tych schodach dobrą godzinę, a otoczenie się nie zmieniało. Były tylko schodki i palące się pochodnie dające światło. Po kolejnych kilku godzinach szedł już normalnie, starł krople potu z twarzy i zaczął sobie wachlować dłonią przed głową. Temperatura z minuty na minutę stawała się wyższa. Gdyby zmienił otoczenie, czułby się jak w najgorętszy dzień na pustyni.
Gdy tylko ujrzał światełko na dole znowu ruszył biegiem. Po godzinie dotarł na skalną półkę. Gdy podszedł bliżej krawędzi, wielkiej rozpadliny zobaczył jak na dole płynie lawa. Nagle usłyszał dziwny dźwięk. Odwrócił się i zobaczył jak schody znikają za zsuwaną się z góry skalną ścianą.
-Musisz zejść niżej – usłyszał znajomy głos.
Przed nim znowu stał jego sobowtór stworzony z energii świątyni. Wskazywał palcem na schody prowadzące jeszcze niżej.
-Na dole jest półka skalna, musisz na niej przesiedzieć tydzień.
-Ale jak, ja już ledwo tu wytrzymuję.
-Jeśli naprawdę masz czyste serce uda ci się, jeśli nie zginiesz – odparł i zniknął w ogniu.
-W co ja się wpakowałem – mruknął do siebie i zaczął schodzić w dół.
Z każdym schodkiem, rosła w nim chęć ucieczki z tego miejsca, ale teraz nawet nie miał drogi powrotu. Gdy był w połowie drogi zdjął z siebie bluzę i koszulkę, w myślach karcił się, ze nie zrobił tego wcześniej.
Na długo to nie pomogło. Po zaledwie kilku minutach schodzenia znowu było mu gorąco. W końcu dotarł na sam koniec. Usiadł na tej półce, ale od razu podskoczył do góry i zaczął biegać jak szalony.
-To ma z 70 stopni!
Krzyknął, a gdy sobie zdał sprawę co krzyknął stanął zdziwiony.
-Stopy mnie nie parzą – stwierdził i spojrzał w dół.
Zdjął buty shinobi i stanął na skale gołymi stopami. Poczuł lekkie pieczenie, ale po minucie przyzwyczaił się i już tego nie odczuwał. Usiadł znowu na skale, tym razem próbował ignorować wysoką temperaturę. Siedział coraz dłużej, najpierw usiedział minutę, potem trzy, siedem, dziesięć i tak dalej. Za każdym razem, gdy nie wytrzymywał, zrywał się z ziemi i biegał w kółko.
Teraz minęła druga godzina jak siedzi. Na jego czole były krople potu, ale od razu wysychały, nim spadły na ziemię. Po jakiś dwóch dniach, które minęły według niego, w jego głowie zrodził się strasznie głupi pomysł. Siedział dalej w pozycji medytacji, ale jego wzrok cały czas był skierowany ku lawie.
-Dlaczego mam takie durne pomysły, których nie mogę odgonić – powiedział do siebie i podszedł bliżej magmy.
Usiadł przy krawędzi i powoli zaczął zsuwać jedną nogę. Gdy największy palec miał się zanurzyć w niezwykle gorącej cieczy na chwilę zatrzymał się. Najpierw zanurzył koniuszek palca, ale gdy nie poczuł żadnego bólu, czy wysokiej temperatury, zanurzył stopę po kostkę. Po jakiejś minucie ją wyciągnął.
Z jego nogi nadal spływała lawa, nie robiąc mu żadnych szkód, co zszokowało blondyna. Postanowił zrobić tak jeszcze raz. Wsadził lewą nogę po kostkę, a następnie drugą. Siedział tak jakąś godzinę, słuchając tylko swojego oddechu i odgłosu rozpryskiwania się magmy o skały.
Po kolejnej godzinie wstał i rozebrał się do bokserek. Znowu zaczął się zanurzać, ale tym razem po samą szyję. Dla niego było to jak błotna kąpiel, bardzo relaksująca.
Czas zaczął mu płynąc niezwykle szybko. Nim się obejrzał usłyszał dziwny dźwięk, który słyszał, gdy schody znikały. Wyszedł z magmy i zauważył, ze nadal ma bokserki na sobie. Ubrał się w leżące ciuchy i zaczął wchodzić na górę po schodach. Czuł, ze może wytrzymać teraz nawet cały dzień na pustyni, bez kropli picia.
Wejście na górę zajęło mu ledwie pół godziny. Znowu znajdował się w okrągłej Sali, przy ołtarzu siedziała dobrze znana mu osoba.
-Bardzo dobrze – powiedziało ucieleśnienie świątynnej energii.
-Ten tydzień minął naprawdę szybko.
-Tak naprawdę byłeś tam nie 7 dni, a 49 dni – odparł szokując blondwłosego mężczyznę.
-C…co?
-Jeden dzień w tej świątyni, to siedem dni na zewnątrz. Nie ma czasu, na takie osłupienie, jeśli chcesz wyjść do końca tego roku, musimy przejść do drugiego etapu.
-Na czym on polega? – spytał porzucając myśl o tym jak tu biegnie czas.
-Teraz musisz nauczyć się wydobywać ogień. Dlatego pójdziesz na górę, na sam szczyt, gdzie temperatura spada do nawet -50 stopni.
Naruto, aż się wzdrygnął na te słowa.
-W dodatku musisz iść w jak najcieńszym ubraniu, więc zostaw bluzę.
-CO! Ja tam zamarznę?
-Tak jak się ugotowałeś na dole? – spytał z sarkazmem w głosie. –No co? Nie patrz tak na mnie, czasami przejmuję część charakteru osoby, w którą się przemieniam. Idź, idź, powodzenia.
Znikąd znalazł się na ośnieżonym szczycie góry. Od razu zaczął się ocieplać, poprzez pocieranie skóry dłońmi. Nie dość, że chyba było zimniej niż -50 stopni, to jeszcze sypał śnieg. Usiadł gdzieś, kryjąc się przed śniegiem i zaczął chuchać na dłonie, które zrobiły się sine.
-Cholera! – krzyknął z całej siły i sobie coś przypomniał. W górach łatwo o lawinę, nie miał ochoty o bycie zasypanym przez tony lodowatego śniegu.
Po kilkunastu godzinach, w których udało mu się przeżyć, doznał bardzo znajomego, lecz jednocześnie nie znanego uczucia. Próbował je sobie przypomnieć, gdy mu się to nie udało wrócił do chuchania na dłonie i pocierania ciała.
W świątyni minął jeden dzień, co oznaczało, że na zewnątrz minął tydzień. Naruto dalej siedział w tym samym miejscu. Trząsł się, pocierał ciało, chuchał na siebie i jakoś żył.
Teraz z każdym chuchnięciem, czuł, że temperatura jego oddechu jest coraz wyższa, a te znajome uczucie wróciło. W pewnym momencie doznał szoku, przypomniał sobie co to za uczucie. Tak znane, a jednak zapomniane. Towarzyszyło mu je za każdym razem, gdy walczył, trenował, czy po prostu używał ognistych technik.
Tak, to było to uczucie towarzyszące ognistej naturze, której używał. Zmotywowany zagłębiał się w tym uczuciu z zamkniętymi oczami. Przestał tak odczuwać zimno, wręcz robiło mu się coraz cieplej. W pewnym momencie poczuł, pod sobą wodę, ale się tym nie przejął.
Czuł to ciepło, które w nim gościło. Otworzył oczy i zobaczył, że jest pokryty żywym ogniem w kolorze Złota. Uśmiechnął się do siebie i zamknął oczy. Teraz mu zostało utrzymywać ogień i czekać, aż nadejdzie czas.
-Otwórz oczy – usłyszał głos.
Dla niego minęło kilka minut, a tak naprawdę minął już cały tydzień pobytu na szczycie góry. Gdy otworzył oczy siedział niecałe pół metra od płonącego ognia.
-Brawo, udało ci się przeżyć drugi etap – powiedział z uśmiechem na twarzy i rzucił oryginalnemu blondynowi ciuchy.
-Przejdźmy do ostatniego etapu – powiedział Naruto.
-Poczekaj, może trochę wiadomości z zewnątrz? Nie było cię tam prawie 100 dni – niebieskooki spojrzał na niego zaciekawiony.
-Skąd masz informacje co się dzieje z zewnątrz.
-Tajemnica zawodowa – odparł uśmiechając się. – No dobra, po świecie są rozesłani przeszkoleni mnisi, którzy dbają o tą świątynię. Oprócz nas – wskazał na Naruto i siebie. – Jest tu główny mnich, który otrzymuje od reszty zwoje z informacjami oraz mnich, który mu pomaga.
-Dlaczego szkolisz mnie ty, a nie ten mnich?
-Ponieważ mnisi dbają tu tylko o porządek, jeśli chodzi o trening prowadzi go sama świątynia. Wiemy, ze jest to dziwne, ale tak jest i będzie.
-Rozumiem - odparł Naruto.
-Jeśli mnich zechce zostaniesz wezwany do niego, na rozmowę, ale to jest nikłe. Przechodząc do tego co się dzieje na zewnątrz, to tak, skupiłem się na zdobyciu informacji związanych z Konohą.
-Mów!- niecierpliwił się Naruto.
-Wiec tak, Danzo zmusił resztę krajów do sojusz na niekorzystnych dla nich warunkach. W tym muszę go trochę pochwalić, bo dzięki niemu na razie nie będzie wojen.
-Dopóki nie zbuntują się przeciw niemu – dodał Naruto.
-Nic nie jest trwałe. Jedyną wioską, którą udało się targować z Danzo była Chmura.
-Czego ządali.
-Jakiegoś kekkei genkai od Konohy, poprzez ślub, w dodatku nie chcieli zwykłej osoby z jakiegoś klanu, tylko z trzonu. Ślub ma się odbyć za dokładnie 28 dni, czyli 4 dni tutaj.
-Kogo wybrali.
-Powiem ci po trzecim etapie, jeśli ci teraz powiem, nie będziesz mógł się skupić.
-Więc zaczynajmy.
-Najpierw lekcja. Gdy wyczerpiesz swoją moc, możesz uzupełnić jej braki pochłaniając ogień. Jeśli będziesz używał Rinnegana twoje techniki będą silniejsze.
-Mogę cię o coś spytać?
-Tak, ale pośpiesz się.
-Za nim tu przyszedłem, podczas jednej z walk, przesłałem chakrę do ręki, a ona zaczęła świecić złotym kolorem, gdy uderzyłem w ziemię ona wybuchła od spodu.
-Było to zwykłe jutsu. Zapewne zmieszałeś wtedy jakieś dwa rodzaje chakry przez przypadek. Możliwe, że to była twoja chakra już wymieszana z chakrą Mędrca i chakra natury. Poprzedzając twoje pytanie skąd o tym wiem, pokazałeś mi swoje wspomnienia.
-Rozumiem, możemy zaczynać?
-Tak, trzeci etap to walka, wykorzystanie wszystkich poprzednich walk. Przygotuj się.
-Z kim będę walczył?
-Ze mną – dostał odpowiedź i musiał uskoczyć przed silnym uderzeniem z góry.
W ziemi powstało duże wgniecenie i pęknięcia. Ucieleśnienie energii Świątyni stało spokojnie i rozpięło płaszcz, który rzucił gdzieś na bok. Miał na sobie luźne spodnie u dołu obwiązane bandażem, ciemny bezrękawnik z kilkoma kieszeniami. Od nadgarstków do łokcia miał bandaż na obydwu rękach.
Sobowtór Naruto znowu ruszył do ataku. Tym razem Naruto zrobił gardę, na którą przyjął cios pięścią. Siła uderzenia wbiła go w ścianę. Naruto szybko się podniósł i ruszył do ataku.
Walka trwała coraz dłużej i to Naruto był na straconej pozycji. Jego ogniste jutsu było co najmniej 2 razy silniejsze, ale i tak nic nie pomagało. Jego sobowtór był stworzony z energii panującej w świątyni, więc odporność na ogień miał większą, nie używał żadnych jutsu co dziwiło Uzumakiego. On walczył tylko walki wręcz.
-Minęły tu już 3 dni, czyli tam 21, został tydzień do ślubu – poinformował trener Naruto.
-Niby jak mam cię pokonać?
-Pomyśl, może na coś wpadniesz.
Naruto zaczął wysilać swoje szare komórki, próbował sobie przypomnieć całą rozmowę, która odbyli, gdy tu przybył.
-Już wiem – powiedział do siebie.
Prawdziwy blondyn podbiegł do drugiego i przyłożył otwartą dłoń do klatki piersiowej sobowtóra.
-Co robisz? – spytało zaciekawione ucieleśnienie energii.
-Odbieram swoją chakrę, która mi zabrałeś – powiedział i zaczął wysysać z niego chakre.
-Mądre posunięcie, powiem ci tylko, tyle, że zabierając swoją chakre pobierasz trochę energii świątyni, dzięki temu staniesz się silniejszy.
-Dziękuje, teraz mi powiedz kto bierze ten ślub.
Nim dostał odpowiedź, drzwi Sali się otworzyły, przerywając możliwość uzyskania odpowiedzi. Ucieleśnienie energii zniknęło.
-Naruto? – bardziej stwierdził niż zapytał mnich. Był ubrany w czerwone szaty. – Chodź dowiesz się wszystkiego o mistrza.
Naruto został zaprowadzony przed oblicze mistrza. Był to starszy człowiek, tak jak ten młody był łysy, tylko tyle, że na jego twarzy było sporo zmarszczek. Naruto usiadł na krześle przed jego biurkiem.
-Witaj Naruto – powiedział po chwili. – Jestem mistrzem i to ja ci przekaże te informacje.
-Jakie informacje? – spytał lekko zniecierpliwiony mężczyzna.
-Dotyczące Konohy. Otóż wiesz już, że pakt ma być utwierdzony ślubem dwóch osób. Pierwszą osobą jest Kazuki z Wioski Chmury. Jest synem bogatych i bardzo wpływowych ludzi w wiosce, dlatego to on został wybrany. Po trochę więcej jak 27 lat.
-Kim jest osoba z Konohy?
-Osobą z Konohy… jest twoja żona… Kira Namikaze.
-C…co?!
-Proszę poczekaj i wysłuchaj mnie. Mamy szpiegów, tak doskonałych, że dowiedzieli się więcej. Kira została zaszantażowana, jeśli nie wyjdzie za Kazukiego, Danzo zabije wasze dzieci. Jedyną osobą, która może to powstrzymać jesteś ty. Jeśli wyruszysz za półgodziny, zdążysz na czas przed rozpoczęciem ceremonii. Zaraz ktoś ci przyniesie czyste ubranie i jedzenie.
-Nie mogę czekać.
-Uspokój się, kiedy tylko wyjdziesz ze świątyni, zrobisz się tak głodny, ze zemdlejesz po kilku godzinach. Po za tym potrafisz chyba technikę teleportacji i zamiany z klonami.
-Ma pan rację.
-Przygotuj się i to bardzo dobrze.
Gdy go wkładał do dziurki od klucz, na jego czole pojawiły się krople potu, które zniknęły wraz z charakterystycznym dźwiękiem otwierania zamku. Gdy wszedł do środka drzwi od razu się za nim zamknęły, a z powodu braku okien, było strasznie ciemno. Przez chwile poczuł jak coś odbiera mu energię, ale po zaledwie 2 sekundach to uczucie zniknęło.
Nagle zapaliła się pochodnia, po sekundzie następna i tak dalej, aż cały korytarz był oświetlony. Mężczyzna zaczął iść przed siebie. Z każdym krokiem czuł energię jaka jest w świątyni, była ona nawet w powietrzu.
Po kilku minutach dotarł do wielkiej, okrągłej Sali. Z góry zwisały skalne obiekty, podobnie wystawały one po bokach. Po środku był okrągły ołtarz, na którym palił się ogień. Naruto zafascynowany podszedł bliżej źródła ciepła i światła.
-To jest Ołtarz Świętego Ognia – usłyszał za sobą.
Odruchowo się odwrócił i zobaczył siebie. Przed nim stał on sam, różnili się tylko strojem. Sobowtór Naruto miał czarny płaszcz z motywem ognia.
-Kim jesteś?
-Jestem tą energią, którą tu czujesz. Za każdym razem, gdy ktoś tu przychodzi, pobieram od niego trochę chakry i przybieram jego postać. Jeśli tego nie zrobię, nie mogę przyjąć cielesnej formy.
-Był tu ktoś przede mną.
-Tak. Bardzo dawno temu. Był bardzo silny, władał już nad czterema żywiołami i posiadał Rinnegana.
-Rinnegana? Czy był to Rikodu Senin.
-Tak, to on. Przyszedł tu po moc ognia. Zgaduję, że i ty tu po to jesteś.
-Tak – odparł z prawdą, co poparł skinieniem głowy.
-Dlaczego?
-Co dlaczego?
-Dlaczego, chcesz tej mocy. Z jakiejś dziwnej przyczyny nie mogę odczytać twych wspomnień.
-Potrzebuję jej, aby móc pokonać Danzo Shimurę.
-Sama chęć zabicia kogoś nie wystarczy. Musisz mi dać twardy dowód, że wykorzystasz ją do robienia dobra.
-Wiec ci pokaże moją przeszłość – powiedział włączając Rinnegana.
-Rinnegan?
-Tak, prezent od Mędrca Sześciu Ścieżek.
-Dlatego nie mogę wtargnąć do twojego umysłu.
-Mogę ci pokazać całą moją przeszłość.
Prawdziwy Naruto spojrzał w oczy swojego rozmówcy. Wszystko trwało zaledwie minutę, sobowtór blondyna ujrzał jego przeszłość. Tą nową i starą.
-Rozumiem. Sam czyn, chęci pokazania mi swojej przyszłości by wystarczył. Ale ty to zrobiłeś, dlatego od razu ci powiem jak zdobyć tą moc – spojrzał w niebieskie oczy Naruto, gdy nie otrzymał żadnej odpowiedzi kontynuował. – Musisz przejść przez trzy etapy. Pierwszy jest wytrzymywanie wysokich temperatur, jeśli ci się to nie uda nie będziesz mógł tworzyć ognia całym ciałem, gdyż będziesz cały poparzony. Aby zdobyć tą wytrzymałość musisz zejść pod ziemię, w miejsce gdzie skałą jest płynną cieczą.
-Płynną cieczą. To jest magma – powiedział lekko zszokowany.
-Musisz przetrwać tam tydzień.
-Nie wytrzymam jednego dnia bez picia.
-Gdy jesteś na terenie świątyni, energia tu panująca wypełnia te braki. Możesz być tu kilka lat i nie umrzesz z głodu ani spragnienia.
-Jak wyglądają kolejne etapy?
-Tego się dowiesz, gdy ukończysz etap pierwszy.
-Skąd będę wiedział, że minął tydzień?
-Zobaczysz, teraz tam zejdź – pstryknął palcami, a w ziemi pojawiły się schody prowadzące w dół. – Powodzenia! – usłyszał jeszcze Naruto.
Biegł po tych schodach dobrą godzinę, a otoczenie się nie zmieniało. Były tylko schodki i palące się pochodnie dające światło. Po kolejnych kilku godzinach szedł już normalnie, starł krople potu z twarzy i zaczął sobie wachlować dłonią przed głową. Temperatura z minuty na minutę stawała się wyższa. Gdyby zmienił otoczenie, czułby się jak w najgorętszy dzień na pustyni.
Gdy tylko ujrzał światełko na dole znowu ruszył biegiem. Po godzinie dotarł na skalną półkę. Gdy podszedł bliżej krawędzi, wielkiej rozpadliny zobaczył jak na dole płynie lawa. Nagle usłyszał dziwny dźwięk. Odwrócił się i zobaczył jak schody znikają za zsuwaną się z góry skalną ścianą.
-Musisz zejść niżej – usłyszał znajomy głos.
Przed nim znowu stał jego sobowtór stworzony z energii świątyni. Wskazywał palcem na schody prowadzące jeszcze niżej.
-Na dole jest półka skalna, musisz na niej przesiedzieć tydzień.
-Ale jak, ja już ledwo tu wytrzymuję.
-Jeśli naprawdę masz czyste serce uda ci się, jeśli nie zginiesz – odparł i zniknął w ogniu.
-W co ja się wpakowałem – mruknął do siebie i zaczął schodzić w dół.
Z każdym schodkiem, rosła w nim chęć ucieczki z tego miejsca, ale teraz nawet nie miał drogi powrotu. Gdy był w połowie drogi zdjął z siebie bluzę i koszulkę, w myślach karcił się, ze nie zrobił tego wcześniej.
Na długo to nie pomogło. Po zaledwie kilku minutach schodzenia znowu było mu gorąco. W końcu dotarł na sam koniec. Usiadł na tej półce, ale od razu podskoczył do góry i zaczął biegać jak szalony.
-To ma z 70 stopni!
Krzyknął, a gdy sobie zdał sprawę co krzyknął stanął zdziwiony.
-Stopy mnie nie parzą – stwierdził i spojrzał w dół.
Zdjął buty shinobi i stanął na skale gołymi stopami. Poczuł lekkie pieczenie, ale po minucie przyzwyczaił się i już tego nie odczuwał. Usiadł znowu na skale, tym razem próbował ignorować wysoką temperaturę. Siedział coraz dłużej, najpierw usiedział minutę, potem trzy, siedem, dziesięć i tak dalej. Za każdym razem, gdy nie wytrzymywał, zrywał się z ziemi i biegał w kółko.
Teraz minęła druga godzina jak siedzi. Na jego czole były krople potu, ale od razu wysychały, nim spadły na ziemię. Po jakiś dwóch dniach, które minęły według niego, w jego głowie zrodził się strasznie głupi pomysł. Siedział dalej w pozycji medytacji, ale jego wzrok cały czas był skierowany ku lawie.
-Dlaczego mam takie durne pomysły, których nie mogę odgonić – powiedział do siebie i podszedł bliżej magmy.
Usiadł przy krawędzi i powoli zaczął zsuwać jedną nogę. Gdy największy palec miał się zanurzyć w niezwykle gorącej cieczy na chwilę zatrzymał się. Najpierw zanurzył koniuszek palca, ale gdy nie poczuł żadnego bólu, czy wysokiej temperatury, zanurzył stopę po kostkę. Po jakiejś minucie ją wyciągnął.
Z jego nogi nadal spływała lawa, nie robiąc mu żadnych szkód, co zszokowało blondyna. Postanowił zrobić tak jeszcze raz. Wsadził lewą nogę po kostkę, a następnie drugą. Siedział tak jakąś godzinę, słuchając tylko swojego oddechu i odgłosu rozpryskiwania się magmy o skały.
Po kolejnej godzinie wstał i rozebrał się do bokserek. Znowu zaczął się zanurzać, ale tym razem po samą szyję. Dla niego było to jak błotna kąpiel, bardzo relaksująca.
Czas zaczął mu płynąc niezwykle szybko. Nim się obejrzał usłyszał dziwny dźwięk, który słyszał, gdy schody znikały. Wyszedł z magmy i zauważył, ze nadal ma bokserki na sobie. Ubrał się w leżące ciuchy i zaczął wchodzić na górę po schodach. Czuł, ze może wytrzymać teraz nawet cały dzień na pustyni, bez kropli picia.
Wejście na górę zajęło mu ledwie pół godziny. Znowu znajdował się w okrągłej Sali, przy ołtarzu siedziała dobrze znana mu osoba.
-Bardzo dobrze – powiedziało ucieleśnienie świątynnej energii.
-Ten tydzień minął naprawdę szybko.
-Tak naprawdę byłeś tam nie 7 dni, a 49 dni – odparł szokując blondwłosego mężczyznę.
-C…co?
-Jeden dzień w tej świątyni, to siedem dni na zewnątrz. Nie ma czasu, na takie osłupienie, jeśli chcesz wyjść do końca tego roku, musimy przejść do drugiego etapu.
-Na czym on polega? – spytał porzucając myśl o tym jak tu biegnie czas.
-Teraz musisz nauczyć się wydobywać ogień. Dlatego pójdziesz na górę, na sam szczyt, gdzie temperatura spada do nawet -50 stopni.
Naruto, aż się wzdrygnął na te słowa.
-W dodatku musisz iść w jak najcieńszym ubraniu, więc zostaw bluzę.
-CO! Ja tam zamarznę?
-Tak jak się ugotowałeś na dole? – spytał z sarkazmem w głosie. –No co? Nie patrz tak na mnie, czasami przejmuję część charakteru osoby, w którą się przemieniam. Idź, idź, powodzenia.
Znikąd znalazł się na ośnieżonym szczycie góry. Od razu zaczął się ocieplać, poprzez pocieranie skóry dłońmi. Nie dość, że chyba było zimniej niż -50 stopni, to jeszcze sypał śnieg. Usiadł gdzieś, kryjąc się przed śniegiem i zaczął chuchać na dłonie, które zrobiły się sine.
-Cholera! – krzyknął z całej siły i sobie coś przypomniał. W górach łatwo o lawinę, nie miał ochoty o bycie zasypanym przez tony lodowatego śniegu.
Po kilkunastu godzinach, w których udało mu się przeżyć, doznał bardzo znajomego, lecz jednocześnie nie znanego uczucia. Próbował je sobie przypomnieć, gdy mu się to nie udało wrócił do chuchania na dłonie i pocierania ciała.
W świątyni minął jeden dzień, co oznaczało, że na zewnątrz minął tydzień. Naruto dalej siedział w tym samym miejscu. Trząsł się, pocierał ciało, chuchał na siebie i jakoś żył.
Teraz z każdym chuchnięciem, czuł, że temperatura jego oddechu jest coraz wyższa, a te znajome uczucie wróciło. W pewnym momencie doznał szoku, przypomniał sobie co to za uczucie. Tak znane, a jednak zapomniane. Towarzyszyło mu je za każdym razem, gdy walczył, trenował, czy po prostu używał ognistych technik.
Tak, to było to uczucie towarzyszące ognistej naturze, której używał. Zmotywowany zagłębiał się w tym uczuciu z zamkniętymi oczami. Przestał tak odczuwać zimno, wręcz robiło mu się coraz cieplej. W pewnym momencie poczuł, pod sobą wodę, ale się tym nie przejął.
Czuł to ciepło, które w nim gościło. Otworzył oczy i zobaczył, że jest pokryty żywym ogniem w kolorze Złota. Uśmiechnął się do siebie i zamknął oczy. Teraz mu zostało utrzymywać ogień i czekać, aż nadejdzie czas.
-Otwórz oczy – usłyszał głos.
Dla niego minęło kilka minut, a tak naprawdę minął już cały tydzień pobytu na szczycie góry. Gdy otworzył oczy siedział niecałe pół metra od płonącego ognia.
-Brawo, udało ci się przeżyć drugi etap – powiedział z uśmiechem na twarzy i rzucił oryginalnemu blondynowi ciuchy.
-Przejdźmy do ostatniego etapu – powiedział Naruto.
-Poczekaj, może trochę wiadomości z zewnątrz? Nie było cię tam prawie 100 dni – niebieskooki spojrzał na niego zaciekawiony.
-Skąd masz informacje co się dzieje z zewnątrz.
-Tajemnica zawodowa – odparł uśmiechając się. – No dobra, po świecie są rozesłani przeszkoleni mnisi, którzy dbają o tą świątynię. Oprócz nas – wskazał na Naruto i siebie. – Jest tu główny mnich, który otrzymuje od reszty zwoje z informacjami oraz mnich, który mu pomaga.
-Dlaczego szkolisz mnie ty, a nie ten mnich?
-Ponieważ mnisi dbają tu tylko o porządek, jeśli chodzi o trening prowadzi go sama świątynia. Wiemy, ze jest to dziwne, ale tak jest i będzie.
-Rozumiem - odparł Naruto.
-Jeśli mnich zechce zostaniesz wezwany do niego, na rozmowę, ale to jest nikłe. Przechodząc do tego co się dzieje na zewnątrz, to tak, skupiłem się na zdobyciu informacji związanych z Konohą.
-Mów!- niecierpliwił się Naruto.
-Wiec tak, Danzo zmusił resztę krajów do sojusz na niekorzystnych dla nich warunkach. W tym muszę go trochę pochwalić, bo dzięki niemu na razie nie będzie wojen.
-Dopóki nie zbuntują się przeciw niemu – dodał Naruto.
-Nic nie jest trwałe. Jedyną wioską, którą udało się targować z Danzo była Chmura.
-Czego ządali.
-Jakiegoś kekkei genkai od Konohy, poprzez ślub, w dodatku nie chcieli zwykłej osoby z jakiegoś klanu, tylko z trzonu. Ślub ma się odbyć za dokładnie 28 dni, czyli 4 dni tutaj.
-Kogo wybrali.
-Powiem ci po trzecim etapie, jeśli ci teraz powiem, nie będziesz mógł się skupić.
-Więc zaczynajmy.
-Najpierw lekcja. Gdy wyczerpiesz swoją moc, możesz uzupełnić jej braki pochłaniając ogień. Jeśli będziesz używał Rinnegana twoje techniki będą silniejsze.
-Mogę cię o coś spytać?
-Tak, ale pośpiesz się.
-Za nim tu przyszedłem, podczas jednej z walk, przesłałem chakrę do ręki, a ona zaczęła świecić złotym kolorem, gdy uderzyłem w ziemię ona wybuchła od spodu.
-Było to zwykłe jutsu. Zapewne zmieszałeś wtedy jakieś dwa rodzaje chakry przez przypadek. Możliwe, że to była twoja chakra już wymieszana z chakrą Mędrca i chakra natury. Poprzedzając twoje pytanie skąd o tym wiem, pokazałeś mi swoje wspomnienia.
-Rozumiem, możemy zaczynać?
-Tak, trzeci etap to walka, wykorzystanie wszystkich poprzednich walk. Przygotuj się.
-Z kim będę walczył?
-Ze mną – dostał odpowiedź i musiał uskoczyć przed silnym uderzeniem z góry.
W ziemi powstało duże wgniecenie i pęknięcia. Ucieleśnienie energii Świątyni stało spokojnie i rozpięło płaszcz, który rzucił gdzieś na bok. Miał na sobie luźne spodnie u dołu obwiązane bandażem, ciemny bezrękawnik z kilkoma kieszeniami. Od nadgarstków do łokcia miał bandaż na obydwu rękach.
Sobowtór Naruto znowu ruszył do ataku. Tym razem Naruto zrobił gardę, na którą przyjął cios pięścią. Siła uderzenia wbiła go w ścianę. Naruto szybko się podniósł i ruszył do ataku.
Walka trwała coraz dłużej i to Naruto był na straconej pozycji. Jego ogniste jutsu było co najmniej 2 razy silniejsze, ale i tak nic nie pomagało. Jego sobowtór był stworzony z energii panującej w świątyni, więc odporność na ogień miał większą, nie używał żadnych jutsu co dziwiło Uzumakiego. On walczył tylko walki wręcz.
-Minęły tu już 3 dni, czyli tam 21, został tydzień do ślubu – poinformował trener Naruto.
-Niby jak mam cię pokonać?
-Pomyśl, może na coś wpadniesz.
Naruto zaczął wysilać swoje szare komórki, próbował sobie przypomnieć całą rozmowę, która odbyli, gdy tu przybył.
-Już wiem – powiedział do siebie.
Prawdziwy blondyn podbiegł do drugiego i przyłożył otwartą dłoń do klatki piersiowej sobowtóra.
-Co robisz? – spytało zaciekawione ucieleśnienie energii.
-Odbieram swoją chakrę, która mi zabrałeś – powiedział i zaczął wysysać z niego chakre.
-Mądre posunięcie, powiem ci tylko, tyle, że zabierając swoją chakre pobierasz trochę energii świątyni, dzięki temu staniesz się silniejszy.
-Dziękuje, teraz mi powiedz kto bierze ten ślub.
Nim dostał odpowiedź, drzwi Sali się otworzyły, przerywając możliwość uzyskania odpowiedzi. Ucieleśnienie energii zniknęło.
-Naruto? – bardziej stwierdził niż zapytał mnich. Był ubrany w czerwone szaty. – Chodź dowiesz się wszystkiego o mistrza.
Naruto został zaprowadzony przed oblicze mistrza. Był to starszy człowiek, tak jak ten młody był łysy, tylko tyle, że na jego twarzy było sporo zmarszczek. Naruto usiadł na krześle przed jego biurkiem.
-Witaj Naruto – powiedział po chwili. – Jestem mistrzem i to ja ci przekaże te informacje.
-Jakie informacje? – spytał lekko zniecierpliwiony mężczyzna.
-Dotyczące Konohy. Otóż wiesz już, że pakt ma być utwierdzony ślubem dwóch osób. Pierwszą osobą jest Kazuki z Wioski Chmury. Jest synem bogatych i bardzo wpływowych ludzi w wiosce, dlatego to on został wybrany. Po trochę więcej jak 27 lat.
-Kim jest osoba z Konohy?
-Osobą z Konohy… jest twoja żona… Kira Namikaze.
-C…co?!
-Proszę poczekaj i wysłuchaj mnie. Mamy szpiegów, tak doskonałych, że dowiedzieli się więcej. Kira została zaszantażowana, jeśli nie wyjdzie za Kazukiego, Danzo zabije wasze dzieci. Jedyną osobą, która może to powstrzymać jesteś ty. Jeśli wyruszysz za półgodziny, zdążysz na czas przed rozpoczęciem ceremonii. Zaraz ktoś ci przyniesie czyste ubranie i jedzenie.
-Nie mogę czekać.
-Uspokój się, kiedy tylko wyjdziesz ze świątyni, zrobisz się tak głodny, ze zemdlejesz po kilku godzinach. Po za tym potrafisz chyba technikę teleportacji i zamiany z klonami.
-Ma pan rację.
-Przygotuj się i to bardzo dobrze.
Hejka,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, , udało mu się przejść te próby, stał się silniejszy... i tak podejrzewałam że może chodzić o Kire...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia