poniedziałek, 7 września 2015

Naruto na nowo 2.-13.

Naruto na nowo 2. -13.
---Narracja Naruto----
Schowałem miecz do pochwy na plecach i ruszyłem po Danzo, omijając trupy. Musiałem przejść kawał drogi, jego gabinet był kilka pięter pod ziemią, a ja byłem prawie na samym dole, kilkanaście pięter niżej niż jego gabinet. Po drodze zastanawiałem się po co mu, taka duża siedziba, w końcu w korzeniu było maksymalnie trzydzieści osób. W końcu dotarłem i z buta otworzyłem drzwi. Starzec siedział spokojnie za biurkiem, jakby się mnie spodziewał.
-Coś chcesz?
-Powinieneś się domyśleć.
-Nie dasz mi rady. Jesteś o sto lat za młody. Może i byłeś w oddziale zajmującym się Akatsuki, ale…
-Ale to ja zabijałem wszystkich członków Akatsuki jak i Korzenia.
Jego oczy momentalnie się poszerzyły. Usta zamarły w pół słowa.
-Już wszystko rozumiem – powiedział w końcu. – Wykorzystałeś moje Anbu do pozbycia się Brzasku jak i Korzenia, ale chyba zapomniałeś o pieczęci.
Ja, jak na złość podwinąłem rękaw i pokazałem mu, że nie mam pieczęci.
-Nie o tej mówię. Ta pieczęć była od kapitana, aby mógł nad tobą zapanować.
Bardzo się zdziwiłem, gdy zaczął mówić o innej pieczęci, nic takiego nie pamiętałem.
-Masz ją na plecach – oznajmił Danzo. – Pewnie o niej nie wiesz, bo założyłem ją na tobie, gdy spałeś.
Złożył jakiś dziwny znak, a ja poczułem silny ból w plecach i musiałem paść na kolana. Ledwo podniosłem głowę, w jego kierunku, aby spojrzeć mu w oczy. Gdy to zrobiłem, zobaczyłem jak bezczelnie się uśmiecha. Krew zaczęła się we mnie gotować, a chakra zaczęła buzować. Myślałem, ze eksploduję.
-Widzisz, mnie się nie da pokonać. Zwerbuje twoje rodzeństwo, rodzeństwo Uchiha, i innych nad zdolnych shinobi, Korzeń nigdy nie zginie i będzie nie pokonany – na koniec zaczął się śmiać.
Jego śmiech był mi znajomy. Tak samo szalony jak Orochimaru. Mój gniew sięgnął zenitu. Uwolniłem naraz całą chakrę Kuramy, pokrywając się płaszczem z chakry z dziewięcioma ogonami. Wstałem na równe nogi i zacząłem niszczyć jego pieczęć, tak jak wszystkie inne. Shimura od razu przestał się śmiać i przygotował się do walki. Zdjął z ręki, jakaś dziwną metalową obudowę, która spadła na ziemię, robiąc spory huk. Wtedy dostałem obrzydzenia, gościu miał pięć Sharinganów w całym ramieniu, które było innego koloru niż reszta jego ciała.
-Co to za ręka?
-Wynik współpracy z Orochimaru. Z resztą i tak zaraz zginiesz, to po co ci ta wiedza. 
Wyciągnąłem katanę i ruszyłem do ataku. Wiedziałem, że z normalnym Uchihom walka jest trudna, ale z kimś kto ma kilka Sharinganów w ręce, nigdy nie walczyłem, więc musiałem być gotowy na wszystko. Ciąłem od boku, ale zablokował mój cios, kunaiem, którego wyciągnął z rękawa. Mocny kopniak i szybki prosty. Potem szybkie pchnięcie. Przebiłem mu lewy bark, ale on się nawet nie skrzywił z bólu. Wyciągnąłem broń i odskoczyłem do tyłu. Nagle Shimura zniknął w kłębie dymu. Po kilku sekundach poczułem jak leciałem w powietrzu i uderzam w ścianę. Gdy zebrałem się i wyszedłem z dziury zobaczyłem jak Danzo stoi na drugim końcu mostu, a na dodatek nie ma żadnej rany.
-Izanagi – warknąłem pod nosem. Obito, też tego używał, ale on użył tego tylko raz. Ma jeszcze cztery Sharingany, czyli muszę go zabić pięć razy.
-Widać, wiesz skądś co to jest.
Zacisnąłem tylko mocniej dłonie. Jeśli mam go pokonać, to muszę zwiększyć swoją prędkość i ilość ataków.
-Katon: Złoty Ryk Lisa.
Jedno z moich najlepszych jutsu. Musi go zranić, a przynajmniej zająć na jakiś czas. Wykonałem kilka znaków i przede mną pojawił się biały lis z małym zwojem w pysku. Zwierzę położyło zwój na ziemię. 
-Nadszedł czas?
-Tak.
Lis zniknął, a ja rozpieczętowałem zwój. Szybko wykonałem inne znaki i na zwoju pojawił się biały miecz. Był calusieńki w bieli, miał tylko małe niebieskie paski w wzdłuż ostrza. Wziąłem go do ręki i musiałem odskoczyć, przed atakiem Danzo.
-Czarne i białe ostrze – powiedział Danzo. – Zasłynąłeś z walki jednym mieczem, pokaż jak walczysz dwoma.
Za nim ruszyłem do ataku zobaczyłem, że zostały trzy Sharingany. Walka rozpoczęła się na nowo. Atakowałem coraz szybciej, ale zauważałem, że mam coraz mniej chakry. Mój płaszcz z chakry Kuramy już dawno znikł, a zostały jeszcze jedno oko. Pokryłem miecze chakrą i przeciąłem ziemnego smoka Danzo. Przebiłem mu serce, ale było tak jak wcześniej, zniknął w kłębie dymu. Zapewne zaraz pojawi się tu Anbu z Tsuande na czele, wiec musiałem się śpieszyć. 
-Teraz wystarczy, że cię zabiję.
-Nawet ty nie wiesz wszystkiego. Nie masz już chakry, a przeoczyłeś jedną rzecz. 
Odwinął bandaż z głowy i ukazał mi się jeszcze jeden Sharingan. Musiałem walczyć dalej, choć raczej została mi tylko obrona. Przyparł mnie do muru i to dosłownie, za sobą miałem tylko ścianę. Kiedy zamachnął się na ostatni cios, zauważyłem u niego lukę. Wykonałem szybkie pchnięcie i przebiłem go na wylot.
-Jeszcze masz siłę by walczyć?
-Wystarczająco, aby cię zabić.
Choć prawda była inna. Jeśli wykonam silniejszą technikę, albo umrę z powodu całkowitego wyczerpania charky, albo jeśli będę miał szczęście zapadnę w śpiączkę. Musiałem zaryzykować.
-Katon: Kichigan. 
Dla pewności, zamiast rzucić techniką, podbiegłem do niego i wsadziłem mu ją w brzuch. Zaczęły pokazywać mi się mroczki, przed oczami. Poczułem jak lecę w powietrzu i uderzam o podłożę, do tego towarzyszyły mi krzyki Danzo. Ostatnie co pamiętam to to, że wykonałem jeden znak i moje miecze zniknęły w chmurce dymu oraz to jak w suficie zrobiła się dziura i wskoczyło przez nią kilka osób.
---Narracja trzecio osobowa-----
Po wybuchu w suficie zrobiła się wyrwa przez którą wskoczyło kilka osób.
-Zabrać ich stąd, zaraz się to zawali! – krzyczała blondynka wskazując na martwego przywódcę Korzenia i nie przytomnego chłopaka.
Wygląd nie przytomnego, był straszny. Na twarzy miał pół maski zasłaniającą policzki i oczy. Jego strój był cały spopielony, miejscami było widać gołe ciało. Wygląd Danzo był jeszcze gorszy, cała skóra była zwęglona, włosy zniknęły z jego ciała, a ręka, w której miał Sharingany zwęgliła się.
-Z przeszukań wynika, że Anbu Korzenia przestało istnieć – powiedział Minato podchodząc do Tsunade. – Hokage-sama, tak w ogóle kim jest ten nie przytomny chłopak?
-Jeszcze nie wiem, na razie musimy się stąd ewakuować. W każdej chwili to może się zawalić.
-Hai.
Danzo od razu został zabrany na cmentarz, a nie przytomny Kitsune do szpitala, gdzie zajął nim się lekarz.
-Jak z nim? – spytała Tsunade lekarza , gdy znalazła chwilę czasu, aby zajrzeć do nie przytomnego członka Anbu.
-Zapadł w śpiączkę z powodu całkowitego wyczerpania chakry. Ma połamane nogi i lewą rękę. Kilka żeber jest pękniętych. Sporo ścięgien jest nadciągniętych. Czeka go długa rehabilitacja. 
-Gdzie leży?
-Sala numer 145.
Blondynka wzięła kartę zdrowia i ruszyła do wskazanych drzwi. Gdy weszła do środka, stanęła jak wryta, a karta upadła na podłogę. Do oczu zaczęły napływać jej łzy. Od razu rzuciła się do lezącego chłopaka i go przytuliła. Jego nogi wisiały w powietrzu, podobnie była z lewą ręką. Prawie cały był w gipsie. 
-Nie wiedziałam, że to ty – powiedziała, przez łzy.
Chłopak podniósł ledwo, zdrową rękę i poklepał kobietę po plecach. Hokage odkleiła się od chłopaka i spojrzała na niego. Długie blondwłosy zasłaniały oczy, kolory czystego nieba. Wąsiki na policzkach, dalej były widoczne. Tsunade przyznała w duchu, że jest przystojnym chłopakiem. Na oko miał czternaście lat, choć do tego wieku brakowało mu kilka miesięcy.
-Ile spałem.
-Zaledwie jeden dzień. Dwa lata cię szukaliśmy, że też nie wpadło nam do głowy, że to mógł być Danzo.
-I… ile?
-Dwa lata. Przeszukaliśmy z pół świata, aby cię odnaleźć. Kire przyniósł Hirako z żoną Shiro – Uzumaki głośno wypuścił powietrzę, nadal nie mógł przetrawić kilku informacji. – Jak to możliwe, że się już obudziłeś. Podobno byłeś w śpiączce.
-Nie wiem. Co się stało z bazą Korzenia? – spytał po kilku minutach ciszy.
-Shinobi posługującymi się Dotonem naprawili ją, a wejście zostało zapieczętowane przez Minato – Naruto wzdrygnął się na imię ojca. 
-Odpoczywaj – powiedziała wstając. – Zresztą pewnie zaraz będziesz mieć nalot – kobieta zaśmiała się, a Naruto posłał jej wymuszony uśmiech.
Hokage opuściła salę, a blondyn rozpoczął rozmowę z Lisim Demonem. 
-„Dzięki Kurama za ta chakre” – pomyślał. – „Nie wiedziałem, że możesz mi tak przesyłać chakre”
-„O jakiej chakrze mówisz?” – spytał lis nic nie rozumiejąc.
-„No tą którą mi przesłałeś.”
-„Nie przesyłałem ci żadnej chakry.”
-„COO?”
-„Normalnie, możemy się kontaktować, ale jeśli nie dotkniesz swojego brata, albo siostry nie mogę przesłać ci chakry.”
-„W takim razie, co się mogło stać. Wiem, że w najlepszym wypadku powinienem zapaść w śpiączkę, a ja się obudziłem po nie całym dniu.”
-„Ciekawe.”
-„Masz jakiś pomysł?”
-„Czy przez ten czas czułeś nagłe wzrosty chakry?”
-„Tak.”
-„Jest szansa, że Rikodu tak skonstruował pieczęć, że cała twoja chakra nie odpieczętuję się od razu tylko co jakiś czas będzie się odpieczętowywać jakiś jej procent” – wyjaśnił lis.
-„Czyli, że jeszcze nie mam całej swojej chakry?”
-„Nie zauważyłeś, ze masz jej mniej?”
-„W sumie to nie. Czyli, że pieczęć odpieczętowała część mojej chakry, gdy zapadłem w śpiączkę i dzięki temu obudziłem się.”
-„Zapewne tak.” 
-„Muszę się przespać.” 
Naruto zamknął oczy i po chwili zasnął.
Tsunade siedziała w swoim gabinecie i czekała na przyjście rodziny Namikaze. Robiło się już ciemno, a ona nadal czekała. Przed nią leżał raport od Inoichiego z badania wspomnień Naruto. Na szczęście blondyn wtedy spał i wszystko poszło bez problemów. W końcu rozległo się pukanie do drewnianych drzwi i do środka wszedł Minato. 
-A gdzie reszta? 
-Zostali w domu, Uchihowie są u nas.
-Mam ci coś do powiedzenia.
-Co takiego? 
-Ten Anbu Korzenia to…
-To… - powtórzył zaciekawiony Namikaze.
-To Naruto.
-C…co? A…ale jak? Przecież…
-Uspokój się. 
Minato zaczerpnął kilka głębszych oddechów i czekał na wyjaśnienia. 
-Tutaj mam raport od Inoichiego, są tu opisane wspomnienia Naruto od porwania jego i Kiry.
Były Hokage odebrał kilkanaście kartek i usiadł na kanapie. Z każdą przeczytaną strona coraz bardziej chciało mu się płakać.
-Mogę już iść? – spytał łamliwym głosem, gdy skończył czytać i wstał z kanapy.
-Tak, jeśli chcesz możesz wziąć ten raport mam kopię.
Blondyn opuścił gabinet i ruszył do domu. Szedł przez wioskę z przygnębioną miną. Ludzie patrzyli na niego i szeptali różne rzeczy, jak na przykład „ Ostatni raz taki był, gdy porwano Kirę i Naruto,” czy „Musiało stać się coś strasznego,” albo „Ciekawe, czy jego nastrój ma coś wspólnego ze śmiercią Danzo.” W kocu dotarł do domu. Ominął wszystkich siedzących na kanapie i wszedł do sypialni, od razu runął na łóżko, w dłoni nadal trzymał kartki.
-Coś się stało? – spytała Kushina, wchodząc do sypialni. Czerwonowłosa usiadła obok Minato.
-Byłem u Tsunade.
-No i?
-Okazało się, że…
-Że…?
-To Naruto walczył z Danzo.
-Na…Naruto?
-Tak, mam tutaj opis jego wspomnień od chwili porwania przez Orochimaru – mówił dalej, ale Kushina doznała głębokiego szoku i dosłownie olewała to co się działo wokół niej. Dopiero, gdy Minato ją potrząsnął wróciła do rzeczywistości.
-Gdzie on jest?
-W szpitalu.
-Idę do niego – Kushina wstała, ale Minato złapał ją za dłoń.
-Poczekaj, przeczytaj to – pokazał jej zapisane kartki. – Będziemy musieli się teraz z nim delikatnie obchodzić. Kira wróciła do normalności po dwóch miesiącach, będziemy mieli szczęście jeśli Naruto stanie się normalny.
Kushina odebrała raport z rąk Minato i zaczęła go czytać. Blondyn czekał, aż jego żona skończy czytać. Gdy to zrobiła zaczęła płakać i wtuliła się w byłego Hokage. Szloch czerwonowłosej przykuł uwagę zebranych na dole, wszyscy weszli na górę. Minato głaskał Kushinę po plecach, aby się uspokoiła. 
-Coś się stało? 
-Tak – odparł Minato. –Naruto się znalazł – dodał po chwili.
-Co? Jak? Kiedy? Gdzie był? – wszyscy zasypali mężczyznę gradem pytań.
-Odnaleziono go wczoraj, okazało się że przetrzymywał go Danzo, w Anbu Korzenia. Naruto…
-Co z nim?
-Zabił wszystkich członków Korzenia.
Wszyscy zesztywnieli na te słowa. Zastanawiali się jak mógł wybić tylu ludzi.
-Gdzie on jest? Jest cały?
-Tsuande opisała tu, ze ma połamane nogi, lewą rękę i pękniętych kilka żeber, do tego czeka go długa rehabilitacja. 
Wszyscy trawili informacje, a Minato zaczął się zastanawiać, nad jedną rzeczą.
-Masz coś jeszcze do powiedzenia? – spytał Josuke.
-Co? – Namiakze wrócił do świata żywych. – Zastanawiam się, nad jedną rzeczą. W raporcie piszę, że Naruto pokrył się pomarańczową chakrą z dziewięcioma ogonami, tak jak opisywała Kira. 
-Ale przecież on nie jest jinchurikim. Prawda?
-Tak, ale…
-Aleeee…
-Nie wiemy co z nim robił Orochimaru. 
-Gdzie on jest?
-W szpitalu, jutro do niego pójdziemy.

2 komentarze:

  1. Hej,
    uff udało mu się pokonać Danzo, no właśnie czemu można korzystać jakby z chakry Kyuubiego, czyżby działo tutaj to, że poprzednio to on był jego jinchuriki...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka,
    wspaniale, uff, uff udało mu się pokonać Danzo, czemu może korzystać tak jakby z chakry Kyuubiego? czyżby dlatego, że poprzednio to on był jego jinchuriki...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń