poniedziałek, 7 września 2015

Naruto na nowo 2. -11.

Naruto na nowo 2. – 11.
----------Narracja Naruto------
Ruszyłem do ataku. Przestałem myśleć o tym pojedynku jak o walce na śmierć i życie tylko jak o najzwyklejszym sparingu, dlatego najlepsze techniki zostały w moim zanadrzu. Ruszyłem na Saye, która chyba nie spodziewała się takiego zagrania. Zacząłem ją atakować rękoma. W pewnym momencie wyskoczyłem w górę i zrobiłem salto do tyłu. Josuke przebiegł pode mną, a ja odbiłem się nogami od jego pleców, popychając go jednocześnie na dziewczynę.
-Trochę to śmieszne – mruknęła Saya.
-Nie możemy pokonać naszego młodszego brata – dokończył Josuke, a ja się uśmiechnąłem. 
-„Brakuje im kilka lat doświadczenia” – pomyślałem.
-Skończ się tak uśmiechać! – krzyknęła zdenerwowana dziewczyna. – Denerwujesz mnie!
-Ale ty jesteś zdenerwowana – odparłem, a ona zaczęła robić się czerwona ze złości.
-Teraz do przegiąłeś!
Czerwonowłosa jak oszalała rzuciła się na mnie. Jej ataki zrobiły się chaotyczne, przez co były łatwe do odczytania. Do walki dołączył Josuke. Chciał zaatakować mnie od tyłu, ale ja się uchyliłem i pięść Sayi poleciała w twarz tego z tyłu. 
-Co ty robisz? – spytał, trzymając się za nos.
-Co ty robisz? - odparła zadając to samo pytanie.- Przecież każdy walczy sam.
-Co jest? – spytałem prawie śmiejąc się z nich, dawno się tak nie ubawiłem. – W szpitalu byliście bardziej spokojni – chyba ich dobiłem tym zdaniem. Stanęli wyprostowani, a ich oczy powiększyły się w szoku. Podobną reakcję zauważyłem u rodziców, którzy siedzieli w pierwszym rzędzie.
-Ty… ty słyszałeś? – spytał Josuke, a ja tylko skinąłem głową.
-„Czyli jednak im wybaczysz?” – usłyszałem w głowie. Widocznie Kurama był ciekawy wyniku naszej walki.
-„Tak” – odparłem pewnie. –„Ale za to z Mędrcem się policzę” – usłyszałem jeszcze śmiech lis i wróciłem do walki. – „Tak bardzo ich to zaskoczyło?” – spytałem sam siebie, gdy oni ciągle tak stali. –Ej! – krzyknąłem w końcu – walczymy? 
Ocknęli się w końcu i skinęli głowami. Ruszyli obydwoje do ataku. Chyba postanowili połączyć swoje siły. Obydwoje stworzyli Rasengany w swoich dłoniach. Wyciągnąłem shurinkena i naładowałem go chakrą, ale tak, aby nie było jej widać. Rzuciłem go w Saye, ona widząc mój ruch rzuciła kunaia, aby odbić moją broń. Kunai został przecięty na pół, co zaskoczyło dziewczynę. Aby go uniknąć musiała zrobić unik, przez co musiała anulować technikę. Został mi Josuke i jego Rasengan. Był za blisko, aby cos wymyśleć, więc musiałem improwizować. Gdy jego ręka była kilka centymetrów od mojego brzucha szybkim ruchem złapałem jego nadgarstek obiema dłońmi. Niestety nastąpiła eksplozja techniki, ale nie puściłem go. Wokół nas powstał średni krater, a nasze ubrania, a raczej ich strzępy nadawały się do wyrzucenia. Wszyscy zaczęli bić brawa, chyba mi za pokaz refleksu. 
-Nieźle – mruknął Josuke i zaatakował mnie kunaiem, wyciągniętym z rękawa, który był chyba jedynym skrawkiem ubrania, który był nie naruszony.
Puściłem jego rękę i odskoczyłem do tyłu. Niestety Saya już tam czekała i sprzedała mi solidnego kopniaka z pół obrotu. Poleciałem kilka metrów w bok, uderzyłem boleśnie plecami o wystający kamień. Szybko wstałem i otrzepałem się z kurzu. 
-Katon: Ognista Ściana. 
W ich stronę poleciał ogień, który przybrał formę ściany szerokiej na kilka metrów.
-Suiton: Wodna Kopuła.
Saya wykonała wodną technikę obronną, pokryła siebie i brata wodną kopułą. Wraz z zetknięciem ognia i wody powstała para zasłaniając widok.
-Futon: Cięcie.
Josuke zamachnął się ręką, i wyrzucił w moja stronę powietrzny sierp.
-Katon: Ognista Tarcza.
Ręce zapaliły mi się ogniem, zrobiłem nimi coś podobnego do okręgu, tylko, że w powietrzu. Powstała przede mną, ognista tarcza, zasłaniająca całe moje ciało. Powietrzny sierp uderzył w blokadę i zniknął, ogień pochłonął jego atak i dzięki temu zwiększył się.
-Katon: Ognisty Promień.
Złożyłem kilka pieczęci, a z tarczy buchnął strumień ognia. Z ogromną prędkością pędził na stojącą dwójkę. W ostatniej chwili uskoczyli na boki. Po moim jutsu został rów w ziemi i dziura w ścianie.
-Co to było? – spytał zaskoczony Josuke.
-Technika absorbująca i atakująca.
-Skąd ją wytrzasnąłeś? – dodała Saya, a ja się tylko uśmiechnąłem co ją wkurzyło. –Skończ się tak uśmiechać! – krzyknęła złowrogo. – Jak ty mnie denerwujesz! – mruknęła do siebie. – Suiton: Wodne Więzienie. 
-Futon: Powietrzna bomba.
Wokół mnie pojawiły się kraty z wody, a Josuke posłał na mnie lepszą technikę powietrza. Próbowałem rozwalić kraty, ale nic nie mogłem zrobić. Jako, ze miałem mało czasu, chciałem osłonić się ogniem, ale nie zdążyłem. Oberwałem w brzuch i poleciałem do tyłu, upadając na plecy.

Kucnąłem, aby złapać oddech. Wtedy poczułem ból w lewej nodze. Gdy spojrzałem na nią, zobaczyłem małego, białego węża i ranę po jego ugryzieniu. Domyślałem się co się zaraz stanie. Dostałem mroczków przed oczami i upadłem na ziemię. Moje ostatnie spojrzenie padło na biegnących do mnie Saye i Josuke. 
---Narracja Josuke-----
Czekaliśmy, aż Naruto wstanie i zaczniemy dalej walczyć. Ale on się nie podnosił, tylko dalej kucał. W pewnym momencie spojrzał na swoją nogę i ja też zwróciłem na nią uwagę. Obok jego nogi był mały, biały wąż, a z jego nogi leciała krew. Od razu ruszyłem do niego biegiem, a siostra za mną. Zrobiliśmy kilka kroków i upadliśmy na ziemię, bo cała arena i okolice zatrząsały się i to dość mocno.
Nagle zauważyłem jak z kilku miejsc w wiosce w powietrze leci dym. A wielu shinobi biegnie już w tamte strony. Spojrzałem na Naruto i oniemiałem. Stał tam Orochimaru, a za nim jego sługusy trzymający Naruto i Kire.
----Narracja trzecio osobowa----
-Witaj Tsunade – wysyczał wężowy sanin.
-Orochimaru – syknęła kobieta i zacisnęła dłonie w pięści i przygryzła dolną wargę. – Czego tu szukasz!?
-Już niczego, mam to co chciałem. 
Wokół wygnańca z Konohy i jego sługusów ustawiło się kilku shinobi w tym rodzina Namikaze. 
-Co mu zrobiłeś?! – krzyknął Minato.
-Lek usypiający – odparł czarnowłosy. – Nie mógłbym zabić, obiektu badań, jeszcze.
-Obiektu badań? – powtórzyła Saya i zakryła dłonią usta.
-Tak – odparł Orochimaru i zaczął się szaleńczo śmiać. – Jego umiejętności są bardzo ciekawe – dodał, gdy skończył. –Odporność na ogień i całkowite panowanie nad nim, a w szczególności jego wiedza.
-Jaka wiedza?
-Nawet nie wiecie co mieliście pod ręką. Ten szczyl wie jak dotrzeć do ciała Rikodu Senina – wszystkich zamurowało, nikt się nie spodziewał takiego obrotu spraw.
-Wypuść Kire! – krzyczeli Uchiha, którzy również ustawili się wokół napastników.
-Do ataku! – krzyknęła Tsunade.
Minato od razu rzucił kunaia czasoprzestrzennego. Wszyscy chcieli coś zrobić, ale bali się używać technik, aby nie zranić porwanych, rzucili się na nich z bronią białą. Gdy broń Namikaze była blisko celu, oni zniknęli w chmurce, siwego dymu.
-NIEE! – krzyczeli wszyscy, rzucając się na dym.
-Zniknęli – powiedział Kakashi, próbując zachować spokój.
W tej chwili pojawił się Jiraya. Miał kilka małych ranek, a jego ciuchy były pocięte. Białe włosy, miały czerwone plamy od krwi. 
-Sytuacja opanowana, była to tylko dywersja. Łącznie około dwudziestu silnych ludzi.
-Wysłać shinobi na poszukiwania – rozkazała Tsunade, a kilku mężczyzn znikło z areny.
-Co się stało? – spytał nic nie rozumiejący Żabi Pustelnik.
-Porwał Naruto i Kirę – odparł po chwili Hatake. Sanin zdębiał, ale zachował zimną krew. Zacisnął pięści i zaczął zgrzytać zębami.
-Jiraya, masz nie robić nic głupiego – rozkazała krzykiem Hokage.
-Jak mam nie robić nic głupiego, trzeba ich szukać, kto wie co on może z nimi zrobić – wydarł się Pustelnik.
-A gdzie jest tata? – spytała Saya, widząc brak ojca. Wszyscy zaczęli się rozglądać.
-Mamy też nie ma – dodał Josuke.
-Jejku – Tsunade klepnęła się otwartą dłonią w czoło. – Sprawdźcie stan wioski, potem ustalimy plan i wyślemy pościg. Ja teraz wyślę drużynę tropicieli.
-Hai! – odkrzyknęli wszyscy i wybiegli z areny.

Zaciemniony pokój w kryjówce węża. Dużo szaf ze zwojami, na ścianach było tylko kilka świeczek dających słabe światło. Na środku fioletowy fotel, a obok niego mały stolik. W fotelu siedział mężczyzna, czarne długie włosy, kocie oczy. Jasne ubranie i gruby, fioletowy sznur wokół pasa. Czytał zwój, przerwało mu pukanie do drzwi.
-Orochimaru –sama, Naruto i Uchiha zamknięci w celi – oznajmił sługus kłaniając się saninowi.
-Przypilnujcie, aby tym razem nie dał rady uciec – odparł sanin.
-Hai – odparł sługus i opuścił pokój.
Ciemno, zimno, mokro, dwa małe łóżka z podartymi materacami, tak wyglądała cela dwójki porwanych. Światło dawała tylko jedna świeczka na korytarzu. Na jednym łóżku leżała czarnowłosa dziewczyna. Miała poszarpane ubrania, w których walczyła na egzaminie. Na oczy zsunął się jej ochraniacz ze znakiem Konohy. Na drugim leżał blondwłosy chłopak. Jego ubrania, były w nieco gorszym stanie niż Kiry. Włosy opadły mu na zamknięte oczy. 
Pierwsza obudziła się dziewczyna. Zdjęła ochraniacz z oczu i zaczęła się rozglądać zaspanymi oczami. Przetarła je myśląc, że nadal śni. Po paru minutach przypomniała sobie, że broniła się przed sługusami Orochimaru i przegrała. Usiadła na materacu, a z oczu zaczęły lecieć jej łzy. Jej szloch obudził Naruto. Chłopak zerwał się z materaca do siadu. Ten ruch dopiero uświadomił Uchihe, że nie jest sama w celi. Zaczęła się przyglądać chłopakowi.
-Co? – spytał chłopak rozglądając się po celi.
-Naruto? – powiedziała cicho dziewczyna, a chłopak spojrzał na nią zdziwiony.
-Gdzie my jesteśmy? – spytał blondyn.
-Nie wiem, ostatnie co pamiętam to to, ze walczyłam ze sługusami Orochimaru.
-Rozumiem, ja ostatnie co pamiętam to to, że ugryzł mnie mały, biały wąż.
-Ej! – krzyknął ktoś uderzając w kraty. – Skoro się obudziliście, Orochimaru-sama niedługo z wami pogada – powiedział jakiś strażnik, uśmiechając się złośliwie na koniec.
-Co z nami będzie? – spytała przerażona dziewczyna.
-„Chciałbym ją pocieszyć, ale nie wiem jak” – pomyślał chłopak. – Coś wymyślimy – dodał Naruto, na co otrzymał mały uśmieszek.

Tak powoli mijały miesiące. Do tej pory torturowany był tylko Naruto. Jego koszmar się powtarzał. Także w tej chwili siedział, na ,krzesełku podłączonym do prądu. Nad nim stał jego oprawca. 
-Powiesz w końcu jak tam się dostać! - krzyknął Orochimaru. Blondyn tylko podniósł głowę, aby spojrzeć na czarnowłosego, w oczach niebieskookiego było widać odwagę.
-Nigdy – warknął.
-Dość tego, przyprowadzić dziewczynę.
Naruto został odpięty, a na jego miejsce pojawiła się Kira. Wyrywała się, ale nic to nie dało.
-Włączyć – oznajmił wężowy sanin. 
Po chwili było słychać tylko krzyk dziewczyny. W Naruto krew się zagotowała, zaczął się wyrywać, ale mężczyzna, który go trzymał, nasilił uścisk. Jego oczy stały się czerwone, a jego samego zaczęła pokrywać pomarańczowa chakra. Po chwili za nim falowało dziewięć, ogonów stworzonych z chakry. Wszyscy patrzyli na to z przerażeniem. Urządzenie zostało wyłączone, a Kira ze strachem w oczach patrzyła na chłopaka. Naruto rzucał się na każdego i zadawał bolesną śmierć. Ostatni został Orochimaru.
-Nie zabijesz mnie! – krzyczał i użył jakiegoś jutsu, w stronę blondyna pełzło mnóstwo węży.
Uzumaki wyprostował rękę, z której po chwili wystrzelił złoty ogień, paląc wszystko na popiół. Wrażenia i natłok chakry spowodował, że Kira zemdlała. 
-Katon: Kichigan.
Naruto rzucił w sanina swoją najlepszą ognistą technikę, połączoną z chakrą Kuramy, która była w nim. Za nim technika eksplodowała, Naruto szybko podbiegł do Kiry i odpiął ją od krzesła. Zarzucił ją sobie na plecy i zaczął uciekać. Dosłownie sekundę po tym jak wybiegł z tej Sali, nastąpiła eksplozja. Fala uderzeniowa odepchnęła go jeszcze do przodu, ale udało mu się zachować równowagę. Słyszał jak wszystko się powoli zawala i następują inne wybuchy, prawdopodobnie jakiś urządzeń. Dzięki pokryciu z chakry nic mu się nie stało.
Po kilku minutach biegu udało mu się wydostać. Słońce świeciło mocno, było strasznie gorąca, a w powietrzu unosił się zapach trawy i śpiew ptaków. Położył dziewczynę pod drzewem i sam upad na ziemię. Spojrzał na polanę, pod którą była kryjówka, teraz był to tylko wielki krater. Pomarańczowa chakra zniknęła, a on zemdlał.
Jakąś godzinę później nad nimi pojawił się oddział Anbu. Czterech w czarnych płaszczach i maskach o kształcie zwierząt oraz jeden w białym płaszczu i masce Lwa. Kapitan popatrzył chwile na leżących po czym wyjął jakiś zwój z kieszeni. Rozwinął go i zaczął czytać. Po chwili zwinął go i schował.
-To on, brać go – rozkazał.
-Kapitanie, ktoś się zbliża.
-Ruszamy, dziewczyna zostaje.
Anbu w masce Kota wziął na plecy blondyna i wszyscy zniknęli w kłębach dymu. Kilka sekund później za drzewa wyszły dwie osoby. Była to kobieta o długich blond włosach i niebieskich oczach. Ubrana w zwiewną sukienkę do kolan. Jej towarzyszem był mężczyzna o takim samym kolorze włosów i oczu. Ubrany w ciuchy idealne do podróży, czyli dresy, koszulka na krótki rękaw.
-Zobacz Hirako, ona jest z Konohy – powiedziała kobieta.
-Jest chyba z klanu Uchiha, czarne włosy, jasna karnacja, ciekawe czy ma czarne oczy.
-Ciekawe co się stało? – spytała patrząc na wielki krater.
-Nie wiem – odparł. – Musiała odbyć się jakaś walka, czy coś. Zabierzemy ją do Konohy – powiedział mężczyzna podnosząc nie przytomną dziewczynę. 
-Stąd do Konohy jest kilka godzin drogi, a ona potrzebuje pomocy.
-Taki krater mogła zrobić potężna technika, więc na pewno ktoś się tu zaraz zjawi.

2 komentarze:

  1. Hej,
    wspaniale, pieknie walczył, ale przecież mieli osobno walczyć... bliźniaki się sprzymierzyły, no pięknie terax to Orochimaru porwal i Naruto i Kire, zastanawia mnie co to za oddział ANBU i co z Naruto, no i jeszcze Hirato z shira się pojawili...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka,
    wspaniale, walczył przepięknie, ale z tego co pamiętam to mieli osobno walczyć... i nasze bliźniaki się sprzymierzyły, co teraz? Orochimaru porwał i Kire i Naruto, no i zastanawia mnie co to za oddział ANBU...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń